"Endeavour" - stylowy, znakomicie zrealizowany brytyjski kryminał ze świetnymi dialogami i niebanalnymi intrygami

Jeśli zaufaliście mi przy okazji wielkich pochwał, które tu publikowałem, dla "Peaky Blinders" czy "Grantchester" i nie zawiedliście się (a nie potrafię wyobrazić sobie, żeby kogoś te seriale zawiodły) to "Endeavour", który zaczyna się dzisiaj o godz. 20:10 w Ale kino+ będzie się Wam podobał bardzo. I za cztery tygodnie będziecie żałowali, że to już koniec.

Niespieszny, stylowy i znakomicie zrealizowany brytyjski kryminał ze świetnymi dialogami, niebanalnymi intrygami i społecznym tłem. Dla mnie wystarczy. A na plus jest przecież jeszcze obsada.

Zobacz wideo

Endeavour Morse, to jedna z najbardziej charakterystycznych i znanych postaci brytyjskiego serialu kryminalnego. Sprzed lat, bo swój serialowy żywot zaczął w roku 1987, a żywota dokonał - niestety dosłownie, bo wtedy zmarł grający go aktor John Thaw - w roku 2000. Od zawsze był starszym panem, siwym, dystyngowanym i niewdającym się w jakieś bezsensowne bitki czy pościgi. Zadawał za to szyku w Oxfordzie swoim Jaguarem i rozwiązywał kolejne kryminalne zagadki. Seria była niezwykle popularna, i byłby powstawał dłużej, gdyby nie to, że grający przez kilkanaście lat Moorse'a aktor, jak już wspomniałem, był zmarł.

W 2013 roku pan Endeavour Morse wrócił

Producenci - jak zwykle w podobnych okolicznościach - stanęli przed pytaniem: i co teraz? I nic. Teoretycznie mogli zastąpić zmarłego innym aktorem. Znany to w telewizji trick, ale przykładów na powodzenie takich akcji jest niewiele. Po pierwsze to jednak kilkanaście lat przyzwyczajenia, a po drugie Moorse to nie Doktor Who, żeby się odradzać w innej postaci. Projekt zmarł więc razem z Johnem Thawem. Na szczęście nie na zawsze. Bo w 2013 roku pan Endeavour Morse wrócił.

Producenci znaleźli znakomity na ten powrót sposób. Otóż zdecydowali się wrócić do przeszłości, do czasów, w których hartował się znany charakter Moorse'a i kiedy młody adept policyjnego rzemiosła zaczyna "rozkwitać" u boku inspektora Thursdaya. Człowieka bez wielkiego polotu, nieskorego do eksperymentu i nie zawracającego sobie głowy moralno etycznym wymiarem swej służby, jednak rzetelnego śledczego, przy którym, a czasem w opozycji do którego, talenty naszego młodego Endeavoura mogły się rozwijać. Wszystkie różnice między panami są rzecz jasna dodatkowym atutem, ponieważ pozwalają scenarzystom na tworzenie dialogowych scen - których brytyjscy twórcy są wszak mistrzami - na długo zostających w pamięci.

Fenomenalnie oddany klimat brytyjskich lat 60.

Ale największą zaletą tego serialu jest fenomenalnie oddany klimat brytyjskich lat 60., ze wszystkimi ich kolorami. W tym też nikt nie dorównuje Brytyjczykom, dzięki czemu co jakiś czas raczą nas takimi stylowymi produkcjami jak "Grantchester" czy "Peaky Blinders", żeby wspomnieć tylko te stosunkowo niedawne. Oni dosłownie przenoszą nas w tamte miejsca i czas. Dzięki temu ten serial jest nie tylko zwykłym kryminałem. Fantastycznie sportretowane są zachodzące w tamtejszym społeczeństwie zmiany. Od tych najprostszych, przez te dyskutowane do dzisiaj, związane z emancypacją kobiet. Ale to oczywiście tylko tło. Spotykamy się w serialu jednak głównie po to, żeby dowiedzieć się kto i dlaczego zabił.

Endeavour przypomina sobie, co jest jego życiowym powołaniem

Dzisiaj zaczyna się serialu seria trzecia. Ale uspokajam, można ją oglądać bez znajomości poprzednich, bo wszystko jest poprowadzone tak, żeby w historię wejść ze zrozumieniem. Drugą serię przerwał moment cokolwiek dramatyczny. Otóż Endeavour Morse i jego przełożony wpadli w pułapkę. Szef został postrzelony, a Morse aresztowany za próbę jego zabójstwa.

Serię trzecią zaczynamy, gdy Endeavour zostaje oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Ale dla niego nie oznacza to powrotu do dawnego życia i pracy. Poczuł się zdradzony, skrzywdzony, wpada w depresję i wyjeżdża z Oxfordu zaszyć się w leśnej głuszy. Mało tego, w pewnym momencie, poznaje grupę młodych gniewnych i bogatych młodych ludzi, którzy słuchają rock'n'rolla, czas spędzają na organizowaniu samochodowych wyścigów i innych przyjemnościach, dotychczas Morseowi raczej obcych. Mimo namów, nie ma zamiaru wrócić do służby. I dopiero kiedy odkryte zostają zwłoki młodej kobiety, Endeavour czuje ciarki i przypomina sobie, co jest jego życiowym powołaniem.

Nie mam zamiaru oczywiście streszczać tu kolejnych odcinków. Za to jeśli zaufaliście mi przy okazji wielkich pochwał, które tu publikowałem, dla "Peaky Blinders" czy "Grantchester" i nie zawiedliście się (a nie potrafię wyobrazić sobie, żeby kogoś te seriale zawiodły) to "Endeavour" będzie się Wam podobał bardzo. I za cztery tygodnie będziecie żałowali, że to już koniec. Tak, bo to tylko cztery - na szczęście filmowo długie - odcinki.

Niespieszny, stylowy, znakomicie zrealizowany brytyjski kryminał ze świetnymi dialogami i niebanalnymi intrygami. Dla mnie wystarczy. A na plus jest przecież jeszcze obsada.

O kolejnych odcinkach i powtórkach oczywiście będę informował w kolejnych wydaniach codziennego Polecaja TV. Dzisiaj POLECENIE SZCZEGÓLNE.

"Endeavour" - serial kryminalny, Wielka Brytania 2016, reż. Sandra Goldbacher, wyk. Shaun Evans, Roger Allam, Anton Lesser, Sean Rigby (89 min)

Ale kino+ niedziele godz. 20:10

Więcej o: