W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Nosowska zaskoczyła fanów zespołu Hey bestsellerową książką "A ja żem jej powiedziała" i rapem, który w jej wykonaniu pojawił się na płycie "Basta". Zagrała w nowym "Pitbulu" Władysława Pasikowskiego i ruszyła w trasę "Zmalowane wrota", podczas której mówi o tym, co czuje i myśli o wielu sprawach. Artystka wyśpiewuje też komplementy w ramach kampanii "Dobry głos dla firm".
Katarzyna Nosowska: Oczywiście, że miło. Mam jednak świadomość, że sympatyczna ocena, jak i negatywna, nie ma wielkiego znaczenia w kontekście tego, kim jestem naprawdę. Ocena zawsze wynika z osobistego filtra oceniającego, który jako obiekt zewnętrzny nie ma dostępu do prawdziwej natury ocenianego. Ludzie i rzeczy są, jakie są.
W związku z projektem "Zmalowane Wrota" często słyszę, że pomogłam. To niezwykle dla mnie ważne.
Wydaje mi się, że Polacy niestety mają problem i z mówieniem i przyjmowaniem komplementów... Pani współpraca z ING przy akcji "Dobry głos dla firm" jest sposobem, by ich tego nauczyć?
Jest kolejną kroplą dolaną do czary dobrego. To ważne w czasach, gdy z czary goryczy nieustająco się ulewa. Chodzi o proporcje. W moim odczuciu powinnością człowieka wobec świata jest podejmowanie wszelkich działań, które mają na celu dopływ łagodności. Mamy wielką łatwość w doszukiwaniu się dziury w całym, śledzimy rzeczywistość w poszukiwaniu skaz, a wytykanie ich zdaje się sprawiać przyjemność. Tymczasem pochwała nic nie kosztuje, a obserwowanie, jak buduje, unosi drugiego człowieka - to bezcenne.
Nigdy celowo. Czasem omsknie mi się palec. Na złe komentarze emocjonalnie reagują osoby, które nie zdołały jeszcze zbudować stabilnej, czułej relacji z samym sobą. Ja od dłuższego czasu bezpieczeństwo czerpię z wewnątrz. Ta konstrukcja jest bardzo trwała i nie łamie się z powodu zewnętrznego naporu. Patrzę na agresję w sieci jak na pokaz fajerwerków, gwałtowną i krótkotrwałą eksplozję energii.
W internecie krytyce podlega absolutnie wszystko. Nie da się przed nią zabezpieczyć w sposób inny niż przyglądając się jej z perspektywy wieczności.
Z poczucia niezadowolenia, którego przyczyn dopatrujemy się na zewnątrz. Z nieumiejętności wzięcia odpowiedzialności za własną codzienność. Z patologicznego braku zaufania do ludzi i procesu, jakim jest życie. Z lęku.
Kiedyś pisali listy. To nie jest zjawisko nowe. Dawniej to się nazywało "obrabianiem dupy". Dziś jest po prostu bardziej widoczne, bo przepływ informacji jest błyskawiczny. No i ludziom jest znacznie trudniej poczuć się dobrze w obecnej rzeczywistości.
Musimy zrozumieć, że hejterzy to ludzie. Wszyscy jesteśmy częścią jedni. To pielęgnowana nieustannie koncepcja oddzielenia jest odpowiedzialna za to, że człowiek występuje przeciwko człowiekowi. No i trzeba zająć się dziećmi, z miłością i świadomością, że człowiek jest cenny. Każdy.