Taka jest gra "Warsaw", o której zrobiło się głośno na świecie jeszcze przed jej premierą. To jednak nie tylko kolejna udana polska produkcja, ale również przykład, jak twórcy mogą zachęcać do poznania wątków z polskiej przeszłości. A ich rola jest tu nie do przecenienia, bo dzięki rozgłosowi jaki zdobywają ich dzieła, światowa publiczność poznaje fakty z naszej historii.
Niezwykłe wrażenie w świecie zrobił chociażby głośny jeszcze przed premierą film dokumentalny "Marek Edelman… i była miłość w getcie", wyreżyserowany wspólnie przez Jolantę Dylewską i Andrzeja Wajdę (odpowiadał za sceny fabularyzowane). Kanadyjski magazyn "POV", poświęcony kulturze dokumentalnej, porównał go nawet do "Listy Schindlera".
Dokument odpowiada na ważne, szczególnie dla młodych odbiorców, pytanie o miłość w czasach Zagłady. Pierwszy postawił je - i udzielił na nie odpowiedzi - nieżyjący już Marek Edelman w swojej ostatniej książce o takim właśnie tytule. Pokazał, że wojna to były nie tylko poświęcenie, walka, śmierć, ale też młodość, przyjaźń, erotyczne fascynacje i przede wszystkim miłość.
- Siedemnastoletnia Deda Tenenbaumówna, której matka popełniła samobójstwo, żeby przekazać jej numerek życia, poznała miłość i przez trzy miesiące była szczęśliwa, ukrywając się z ukochanym chłopcem, zanim ich nie wydano - mówiła w jednym z wywiadów Jolanta Dylewska. - To, że Lutek Rotblat podczas ataku Niemców na bunkier na Miłej 18 zabił swoją matkę i siebie. To, że młoda lekarka podała ciężko chorym dzieciom tuż przed wejściem Niemców truciznę, żeby spokojnie zasnęły w łóżeczkach. To też były akty miłości - opisywała reżyserka.
Scenariusz do jej filmu współtworzyła Agnieszka Holland, dla której była to kolejna okazja, by pochylić się nad codziennością wojny. Wystarczy przecież wspomnieć głośny film "W ciemności", w którym wspaniale potrafiła pokazać dramatyzm życia w tamtym okresie i ewolucję ludzkich postaw w ekstremalnych sytuacjach. Recenzenci podkreślali, że reżyserka posłużyła się językiem filmowym zrozumiałym również dla widzów spoza Polski. Przemiana Leopolda Sochy, cwanego kanalarza granego przez Roberta Więckiewicza, przemówiła do widzów zarówno w Polsce, jak i w wielu innych krajach. To przykład produkcji, która godzi recenzentów i kinomanów - dramat wojenny Holland był nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, ale także do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii "Nagroda publiczności".
O najtrudniejszych kartach polskiej historii może opowiadać również muzyka. Udowadnia to choćby Michał Urbaniak, znany na świecie jazzman, który grał z największymi sławami, m.in. z Milesem Davisem. Artysta do pracy przy swojej najnowszej płycie "For Warsaw with love", którą nagrał z okazji 75-lecia wybuchu Powstania Warszawskiego, zaprosił wielu znanych muzyków. W nagraniach wzięli udział perkusista Lenny White, gitarzysta Marcus Miller czy w końcu David Gilmore.
Michał Urbaniak Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Wyborcza.pl
Jak mówi sam Urbaniak, dwanaście utworów z płyty to hołd złożony ludziom i miejscom, których już nie ma. - Powstanie Warszawskie to dla mnie duże doświadczenie, ponieważ urodziłem się w Warszawie - mówił w jednym z wywiadów jazzman i dodał:
Moja mama w przeddzień wybuchu Powstania wywiozła mnie z miasta. Być może uratowała mi życie? Nagrywając płytę w Nowym Jorku opowiadałem moim muzykom o Powstaniu Warszawskim, o heroizmie i bohaterstwie i to robiło na nich duże wrażenie.
Próby przybliżenia naszej historii poprzez kulturę są niezwykle ważne z punktu widzenia wizerunku Polski na świecie. Przecież bez znajomości historii narodu trudno zrozumieć jego współczesne motywacje. Dlatego tak ważne jest, by jak najwięcej ludzi zapoznawać z ważnymi momentami narodowej przeszłości. Od dawna świetnie robią to Amerykanie – nakręcili filmy już chyba o wszystkich, nawet najmniejszych epizodach swojej historii. Nam nazwiska takie jak Urbaniak niemal gwarantują, że o Polsce usłyszy zagraniczna publiczność.
Największym wyzwaniem wciąż pozostaje dotarcie do młodszych osób, w mniejszym stopniu śledzących dokonania uznanych artystów i tradycyjnie pojmowaną kulturę. Oni mogą zainteresować się polską historią choćby dzięki grze komputerowej "Warsaw", której akcja rozgrywa się w 1944 roku i jest oparta na wydarzeniach z Powstania Warszawskiego. Gra zachwyca stroną plastyczną, nawiązującą stylistycznie do rysunków komiksowych, a jednocześnie zaskakująco precyzyjnie oddającą realia tamtych dni. "Warsaw" to gra strategiczna, w której dowodzimy oddziałami powstańców w ich beznadziejnej walce o honor. Beznadziejnej, bo – co rzadkie w tego rodzaju produkcjach – zachowane zostały w niej realia historyczne. Bez względu więc na wysiłki gracza, akcja zmierza do nieuniknionego, zgodnego z prawdą historyczną końca.
Chociaż "Warsaw" jeszcze nie miała premiery, jest o niej coraz głośniej. Twórcom gry, wydawnictwu gaming company oraz developerowi Pixelated Milk, udało się stworzyć produkt, który już zdobył rozgłos na całym świecie. Liczne prezentacje i spotkania z dziennikarzami z całego świata zaowocowały ogromnym zainteresowaniem mediów - zarówno samym dziełem polskich programistów, jak i Powstaniem, czy szerzej: polską historią. Dość powiedzieć, że na całym świecie ukazało się do tej pory już ponad 300 artykułów o "Warsaw". A wraz z nimi wzrosła wiedza o heroicznym, ale na świecie wciąż mało znanym, fragmencie naszej przeszłości.
Na brak wiedzy o Powstaniu zwracają zresztą uwagę sami autorzy zagranicznych recenzji, którzy podkreślają edukacyjny walor '"Warsaw". Joe Skerbels z ign.com zaczyna od słów: "Jest duża szansa, że nie słyszałeś o Powstaniu Warszawskim". Skerbels poświęca dużo miejsca na wprowadzenie czytelników w realia historyczne, w jakich rozegrało się Powstanie Warszawskie. W recenzji zwraca też uwagę na realizm gry:
Miejsca i czas akcji są zgodne z prawdą, a broń i odzież bohaterów odpowiadają realiom. Jedynym ustępstwem gry wobec historii jest to, że jej postacie są fikcyjne, stworzone po to, by oszczędzić bólu potomkom prawdziwych bojowników o wolność. Ale nawet one zostały uformowane z dzienników i zdjęć z tamtych czasów.
Czym zdaniem Skerbelsa jest "Warsaw"? Jak pisze w swoim artykule, "to lekcja historii zbudowana na fundamentach mechanizmu gry". I nie ma wątpliwości, że to bardzo potrzebna lekcja, zważywszy na komentarz jednego z czytelników: "Dziwne jest to, że uwielbiam filmy dokumentalne z II wojny światowej, a to jest pierwszy raz, kiedy o tym słyszałem". Tego typu głosów - wyrażających zachwyt grą i zdziwienie nieznaną im kartą wojennej historii - jest zresztą pod tekstem znacznie więcej.
Gra Warsaw - screen mat. prasowe
Grą gaming company zainteresowały się również niemieckie serwisy, m.in. bardzo ceniony przez doświadczonych graczy pcgames.de. Jego recenzent Matti Sandqvist również zaczyna od obszernego wprowadzenia historycznego, zwracając przy tym uwagę na praktycznie nieznany poza granicami Polski aspekt: "Ta historia mogłaby mieć inny przebieg, gdyby interweniowała Armia Czerwona, która dotarła do Wisły. Ale Stalin zdecydował inaczej, więc radzieccy żołnierze mogli leniwie obserwować masakrę z bezpiecznej odległości" - pisze Sandqvist.
Z kolei Luca Forte, redaktor poczytnego włoskiego serwisu eurogamer.it, zwraca uwagę na uniwersalne przesłanie gry:
Jeśli prawdą jest, że celem gry wideo jest rozrywka widza, nie ma wątpliwości, że 'Warsaw' próbuje dokonać czegoś więcej i przekazać coś swojej publiczności. Po pierwsze, strategia ta stwarza graczowi okazję, aby dowiedzieć się o ważnym wydarzeniu historycznym, nawet jeśli jest ono mało znane. Ale też popycha go do zastanowienia się nad kruchością życia, wagą więzi przyjaźni i nadziei, które wyślizgują się spomiędzy jego palców.
Gra została zauważona przez serwisy dla graczy nawet w tak egzotycznych dla nas krajach jak Brazylia, Meksyk, Indie czy Wietnam. "Warsaw" rekomenduje m.in. irański serwis gamefa.com, japoński 4gamer.net czy meksykański Arata.lat. To szczególnie cenne, ponieważ na takich rynkach - zdominowanych przez amerykańskie hity i lokalne gwiazdy - europejska kultura jest praktycznie nieobecna. Tymczasem w dobrą grę każdy chętnie zagra. A przy okazji dowie się o Polsce czegoś poza tym, że pochodzi z niej Robert Lewandowski.