Zmiana reżyserów, nowy scenariusz, złamana noga, Grace Jones... Pechowość filmu "No Time To Die", który w dwa dni od premiery bije rekordy finansowe, obrosła legendą. W nowej POPKulturze Extra przypominamy, jak to się stało, że na premierę 25. części przygód agenta 007 trzeba było czekać parę ładnych lat.
"Piętnaście lat temu Daniel Craig z hukiem przedstawił się fanom bondowskiej serii w kapitalnym 'Casino Royale'. Teraz z podobnym rozmachem żegna się z rolą 007 w równie dobrym 'Nie czas umierać'. Przy okazji, najnowsza odsłona przygód słynnego szpiega stanowi idealną klamrę dla metamorfozy, jaką za kadencji Craiga przeszedł James Bond" - pisał Łukasz Rogojsz o najnowszym filmie z Danielem Craigiem na Gazeta.pl.
To pożegnanie aktora z rolą 007. - Wiele osób tutaj pracowało ze mną podczas wszystkich pięciu filmów i wiem, że wiele można powiedzieć na temat tego, co sądzę o tych filmach i tak dalej. Ale kochałem każdą ich pojedynczą sekundę, a zwłaszcza tego ostatniego filmu, bo każdego ranka wstawałem i miałem okazję pracować z wami. To jeden z największych zaszczytów w moim życiu - mówił na planie wyraźnie wzruszony aktor.
W najnowszym filmie James Bond opuszcza czynną służbę, próbując cieszyć się spokojnym życiem na Jamajce. Sielanka nie trwa jednak długo. Z Bondem kontaktuje się jego stary przyjaciel z CIA, który prosi o pomoc w uratowaniu porwanego naukowca.
Poza Danielem Craigiem na ekranie zobaczymy także między innymi Ralpha Finnesa, Léę Seydoux, Bena Whishawa czy Ramiego Maleka. Spekuluje się, że film musi zarobić 900 mln dolarów, żeby nie przynieść strat. To dopiero misja godna 007.
"Nie czas umierać" wszedł do polskich kin 1 października.