Olga Tokarczuk na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" podzieliła się swoją opinią na temat rozprzestrzeniania się koronawirusa w Europie. Polska noblistka zauważyła, że w obliczu takiego zagrożenia "Unia Europejska w zasadzie skapitulowała i na czas kryzysu pozostawiła podejmowanie decyzji każdemu państwu z osobna".
Według pisarki jest to jedna z największych porażek Unii. "Powróciły stare egoizmy, kategorie własny-obcy, z którymi walczyliśmy w nadziei, że już nigdy nie będą wpływać na nasze myślenie" - napisała m.in. w odniesieniu do zamkniętych granic.
Obawiam się, że wirus przypomni nam inną starą prawdę: jak różnimy się od siebie. Niektórzy z nas będą mogli polecieć prywatnym samolotem do swojego domu na wyspie lub odizolować się w domku w lesie. Inni pozostaną w miastach, aby utrzymać funkcjonowanie sieci elektrycznych i wodnych. Jeszcze inni ryzykują zdrowie w pracy w sklepach i szpitalach. Niektórzy zarobią na epidemii, inni stracą oszczędności całego życia.
- pisze Olga Tokarczuk. Pisarka zauważa, że czeka nas rzeczywistość inna, od tej, która do tej pory była nam znana, a wymuszona kwarantanna może być okazją do poznania prawdy o nas samych i naszych relacjach. Wcześniej noblistka podkreśliła, że wirus może nam przypomnieć, jak bardzo człowiek naruszył normy, którymi rządzi się świat:
Czy nie jest tak, że wróciliśmy do normalnego rytmu życia? To nie wirus naruszył normy, a może jest wręcz odwrotnie: że ten gorączkowy świat przed wirusem nie był normalny? W końcu wirus przypomniał nam o tym, co tak namiętnie tłumiliśmy: że jesteśmy delikatnymi istotami zbudowanymi z najdelikatniejszej materii. Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni. Że nie jesteśmy oddzieleni od świata przez naszą "ludzkość", ale że świat jest rodzajem dużej sieci, połączonej z innymi istotami poprzez niewidzialne wątki zależności i wpływów. Że jesteśmy współzależni i bez względu na to, skąd pochodzimy, jakim językiem mówimy i jakiego koloru jest nasza skóra, stajemy się tak samo chorzy, tak samo przestraszeni.