Film Romana Załuskiego z 1971 roku zainspirowały wydarzenia, które rozegrały się w 1963 roku we Wrocławiu. Warto zauważyć, że ta produkcja to niezrealizowany film Andrzeja Wajdy. "To znakomity przykład na to, że połączenie wielkiego twórcy i ciekawego filmowego tematu nie zawsze daje odpowiedni efekt. Zarówno scenariusz, jak i późniejszy film stworzony przez Romana Załuskiego wyraźnie pokazują, że warstwa tekstowa i literacka scenariusza mają wpływ na sukces i odbiór dzieła" - pisze Ewa Korzeniowska o filmie, który miał premierę 7 kwietnia 1971 roku. Tym razem to prawdziwe życie dosłownie napisało najlepszy scenariusz.
"Pacjentem zero" był oficer Służby Bezpieczeństwa, który po powrocie z Indii (według niektórych źródeł z Birmy/Wietnamu) na przełomie maja i czerwca 1963 roku zgłosił się do szpitala i po konsultacjach ze specjalistami chorób zakaźnych z diagnozą malarii po kilku dniach został wypuszczony do domu jako zdrowy. Dopiero wiele tygodni później okazało się, że oprócz tamtej choroby, był zakażony także jedną z najgroźniejszych chorób zakaźnych, jakie kiedykolwiek wystąpiły na świecie.
W trakcie jego pobytu w szpitalu izolatkę, w której przebywał, sprzątała salowa Janina Powińska, która zachorowała na postać poronną ospy prawdziwej (zdiagnozowano ospę wietrzną) i także wyzdrowiała. Pierwszą ofiarą śmiertelną była jej córka, pielęgniarka Lonia Kowalczyk. W akcie zgonu lekarze wpisali "białaczka".
Głównym bohaterem "Zarazy", która miała premierę 7 kwietnia 1972 roku, jest dr Rawicz - postać, która pojawiła się we wcześniejszym filmie Załuskiego "Kardiogram". To postać, która jako pierwsza stawia prawidłową diagnozę i później ofiarnie walczy z epidemią. W 1963 roku tą osobą był doktor Bogumił Arendzikowski, pracownik miejskiej stacji sanitarno-epidemiologicznej. Lekarz chorób zakaźnych i autor książki "Ospa 1963. Alarm dla Wrocławia" Bogdan Jerzy Kos w rozmowie z portalem wroclaw.pl w 2018 roku mówił:
Kiedy dr Bogumił Arendzikowski 15 lipca jako pierwszy powiedział na głos: 'Mamy we Wrocławiu ospę', dyrektor Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej odpowiedział mu: 'Boguś, rozum ci się poplątał?'. Dr Arendzikowski nie zrezygnował, napisał meldunek, podał przypadki chorych z nazwiskami i jeszcze raz stawił się przed dyrektorem. Tym razem został potraktowany poważnie. Te działania obudziły wszystkich innych.
Z kolei Jerzy Ambroziewicz w "Zarazie", reportażu, na podstawie którego razem z Załuskim napisał scenariusz filmu, pisał o rozmowie dwóch pracowników Sanepidu:
- Co ci, Boguś? Wyglądasz jakoś dziwnie. Co się stało?
- Zdaje się, że jest bomba, jakiej jeszcze nie było.
- Bomba?
- Tak, pięć przypadków ospy.
- Ospa? Gdzie?
- U nas, we Wrocławiu.
- Wiesz co? Dowcip ci się pogorszył. Pocałuj mnie w nos.
To było upalne lato. 15 lipca 1963 roku nazwano potem "czarnym poniedziałkiem" - tego dnia w mieście ogłoszony został stan pogotowia przeciwepidemicznego. Minęło 47 dni od pierwszego zachorowania. Tego dnia do Wrocławia z Warszawy trafiło 10 tysięcy szczepionek. Od czego lekarze zaczęli walkę z czarną ospą? Od decyzji o zamknięciu trzech szpitali, które stały się ogniskami choroby: MSW, Rydygiera, Zakaźnego przy Piwnej. Doktor Andrzej Ochlewski, członek zespołu kierowniczego walczącego z epidemią, wspominał:
Żadne miasto w Polsce nie było w takiej sytuacji. Trzeba było siąść i wyobrazić sobie, co może się stać. Sami układaliśmy instrukcje i rozporządzenia, specjalny goniec wiózł je do Warszawy, ministerstwo przywalało pieczątkę i odsyłało nam jako swoje.
- Najwięcej zgłoszeń było pod koniec pierwszego tygodnia od ujawnienia epidemii: około 60 przypadków na dobę. Konsultantów było trzech, nie spaliśmy praktycznie w ogóle przez 12 dni - mówił Ochlewski w reportażu "Alarm dla miasta odwołany" nadanym w Polskim Radiu 28 listopada 1963 roku.
Stan epidemii ogłoszono we Wrocławiu 17 lipca, a odwołano go 19 września. Miasto zostało odcięte od reszty kraju kordonem sanitarnym, podejrzanych o kontakt z chorymi lokowano w izolatoriach otoczonych drutem kolczastym (jedno z nich powstało np. na terenie technikum, inne w domu studenckim). "Podejrzany" zakwalifikowany do pobytu w izolatorium był pod nadzorem milicji i wojska, a w izolacji musiał spędzić przynajmniej 14 dni.
W mieście pojawiły się plakaty "Witamy się i żegnamy bez podawania rąk", a przy wjeździe do Wrocławia informacje, że osoby niezaszczepione nie mogą do niego wjechać. Pół miliona mieszkańców miasta objęto obowiązkowymi szczepieniami - zastrzyk podano 98 proc. Wrocławian. W tym czasie cenzura cały czas starała się kontrolować informacje podawane przez prasę do wiadomości publicznej.
Ograniczenie wjazdu do Wrocławia podczas epidemii w 1963 roku domena publiczna, Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu, 1963 - Grażyna Trzaskowska: Epidemia czernej ospy we Wrocławiu w 1963 roku. Wrocław: Stowarzyszenie na rzecz Promocji Dolnego Śląska, 2008. ISBN 978-83-923255-9-8., Wikipedia
WHO przewidywała, że epidemia "czarnej pani" potrwa dwa lata i można się spodziewać nawet 2 tysięcy zachorowań i 200 przypadków śmiertelnych. Zachorowało 99 osób (w tym 25 pracowników służby zdrowia), zmarło siedem - można więc mówić o "szczęściu w nieszczęściu". Oprócz Wrocławia przypadki odnotowano także w pięciu innych województwach. Bogdan Jerzy Kos diagnozuje:
A wie Pani dlaczego ospę odnotowano także poza Dolnym Śląskiem? Bo ludzie się lubią całować i pech chce - nawet majorzy milicji, odwiedzając leżących w szpitalu kolegów z niejasnym wówczas rozpoznaniem zapalenia płuc albo anginy, wracali do domu przenosząc już wirusa do Wieruszowa, czy Gdańska.
Ostatnią ofiarą śmiertelną był doktor Stefan Zawada, który zmarł 5 sierpnia. Dopiero 11 dni później materiał o epidemii ospy prawdziwej we Wrocławiu pokazała Polska Kronika Filmowa.
"Zaraza" powstała na podstawie reportażu Jerzego Ambroziewicza, wydanego w 1965 roku (fragment tutaj). Nie było w nim oczywiście mowy (ze względu na cenzurę) o tym, kim był pacjent zero. Także filmowcy musieli zawalczyć o to, by mogli zająć się tematem i w filmie również nie pada nazwisko ani zawód funkcjonariusza SB. Jak można przeczytać na stronie FINA, Wajda, który głównymi bohaterami swojej wersji scenariusza uczynił małżeństwo (dr Rawicz pierwsza rozpoznaje chorobę, a jej męża nawet w trakcie epidemii bardziej interesuje kochanka) w magazynie "Film na świecie” z 1985 roku twierdzi, że w materiale Ambroziewicza widział szansę na nakręcenie filmu odpowiadającego legendarnej "Dżumie" Camusa:
Myślałem, że uda się z tego zrobić 'Dżumę', ale ciągle wychodziła zaraza Wrocławia. I nie mogliśmy pokonać tego, dorobić temu jakiejś duszy, nie potrafiliśmy zrobić czegoś więcej niż same wydarzenia.
Jak ocenia Korzeniowska, scenariusz "razi uproszczeniami, nachalnym wręcz uprzedmiotowieniem bohaterek i sprowadza całe dramatyczne wydarzenia do nie do końca zrozumiałych, spóźnionych rozterek i wątpliwości męża doktor Rawicz" i film Załuskiego (który później zrobił m.in. "Komedię małżeńską" i "Kogel-mogel") te słabości powiela. Jeśli chodzi o sceny łóżkowe i nagość, to Załuski bronił ich w jednym z numerów "Kina":
Umieściłem je w filmie po to, żeby pokazać bytowanie w wielkim mieście we wszystkich aspektach, także takim, że pije się alkohol, tańczy, podrywa dziewczyny.
Na stronie Studia Filmowego Tor już opis filmu ze scenariuszem Ambroziewicza i Załuskiego zdradza, że to dr Rawicz zostaje główną postacią (choć liczne sceny erotyczne zostały): "Doktor Rawicz rozpoznaje u jednego z pacjentów objawy czarnej ospy. Niestety, nikt nie zgadza się z jego diagnozą. Rawicz na własną rękę wyszukuje chorych, tymczasem w mieście wybucha epidemia. Władze w panice organizują szczepienia i ośrodki izolacji. Po kilku tygodniach sytuacja zostaje opanowana - można zorganizować uroczystość ku czci ludzi walczących z zarazą. Wśród nagrodzonych nie ma doktora Rawicza".
Zdjęcia powstawały w wielu miejscach Wrocławia, m.in. na terenie Pogotowia Ratunkowego na ul. Traugutta i Wyższego Seminarium Duchownego na Ostrowie Tumskim, a filmowy szpital zakaźny to pałac z miejscowości Szczodre k. Wrocławia. - Kręciliśmy scenę na tamtejszej autostradzie. Zbudowaliśmy tam punkt kontrolny, gdzie nasi statyści byli poubierani w białe fartuchy i maseczki. Kierowcy na ich widok w popłochu hamowali, bo byli przekonani, że historia się powtórzyła i Wrocław znów odgrodzono kordonem sanitarnym. Byli autentycznie przerażeni. Uraz wciąż tkwił w ludziach - wspomina w rozmowie z Grzegorzem Kłosem operator Janusz Pawłowski.
Niestety, to ostatnie zdanie z opisu "Zarazy" o braku Rawicza wśród docenionych przez władze ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Arendzikowski został pominięty, gdy nagradzano poświęcenie i odwagę ludzi walczących z ospą we Wrocławiu.