Kiedy Szczepan Twardoch napisał na Facebooku, że potrzebni są statyści do serialu "Król", nie miałam wątpliwości, że się zgłoszę. Nie tylko dlatego, że moja sympatia dla tego pisarza i samej powieści jest niezmierna. Nieśmiałe marzenie o tym, żeby zobaczyć, jak wygląda taki prawdziwy plan filmowy, towarzyszyło mi od lat, ale jakoś nie wierzyłam, że nadarzy się okazja, żeby je spełnić. A tu proszę, pan Twardoch zrobił taką miłą niespodziankę i jeszcze uprzejmie dorzucił link do formularza ze zgłoszeniem. Z takiej okazji grzechem byłoby przecież nie skorzystać.
Szczęście mi sprzyjało, szczególnych wymagań fizycznych czy wiekowych nie było - poza tym, żeby wyglądać jak najbardziej naturalnie, a w przypadku kobiet ważne było, żeby miały włosy sięgające mniej więcej do ramion. Wykluczone były tatuaże, mocny piercing i wszystko, to czego ludzie w okresie międzywojennym nie zrobiliby ze swoim wyglądem. Do zgłoszenia trzeba było dołączyć dwa zdjęcia (twarz, sylwetka) i namiary kontaktowe. A potem można było już tylko czekać.
'Król' Szczepan Twardoch pojawia się w serialu fot. Canal+
Ku mojemu szczeremu zdziwieniu, po jakimś czasie napisała do mnie wiadomość miła pani z agencji zajmującej się wyborem statystów. Niby zapraszała, ale pytała też, jak długie dokładnie mam włosy. Euforia nie trwała więc długo - dział charakteryzatorski uznał, że moje włosie jest zbyt długie, no i do tego mam dwa niezbyt naturalne blond pasemka. A przedwojenne dziewczyny nie farbowały się przecież w ten sposób, więc bardzo nam przykro, ale pani jednak odpada.
Nie poddałam się tak łatwo - do zdjęć było jeszcze kilka dni. Zapytałam więc, czy jeśli przefarbuję i zetnę się tak, żeby wszystko wyglądało naturalnie, to jednak przejdę. Umówiłyśmy się z panią, że po całej tej operacji mam przyjść na przymiarkę kostiumu, gdzie obejrzy mnie ktoś z działu charakteryzacji i wyda ostateczny wyrok. No i się udało.
Dostałam kostium i przykazanie, żeby w dzień zdjęciowy nie malować paznokci i nie robić sobie makijażu - słowem, wyglądać zupełnie przeciętnie. Sama widziałam, jak jedna dziewczyna zmywała czerwony lakier z paznokci w garderobie. Już na tym etapie było widać, że przy "Królu" dbają o takie szczegóły.
Statysta nie musi koniecznie dobrze grać, ale za to musi wyglądać wiarygodnie gdzieś w tle. Dlatego też ważne są kostiumy, zwłaszcza w przypadku ekranizacji książki, której akcja została osadzona w Warszawie 1937 roku. Tylko na potrzeby ubierania statystów potrzebna była przepastna garderoba pełna ubrań, które będą pasować na osoby o różnych typach sylwetek, wzroście, z różnymi rozmiarami stopy, a nawet obwodem głowy. Jak mi wyjaśniły panie garderobiane, stroje z epoki potrzebne do "Króla" wyszukano w garderobach teatralnych i magazynach z całej Polski.
Na planie serialu 'Król' Kultura.gazeta.pl
Na stanie wypatrzyłam m.in. przeróżne kapelusze, czapki, berety, teczki, torebki, płaszcze, sweterki, apaszki, szaliki, marynarki, kamizelki, sukienki, spódnice, bluzki i garnitury wszelkiej maści. A zadaniem garderobianej było odnalezienie w tym gąszczu elementów, które nie dość, że będą pasować na "dostarczonego" z castingu statystę, to jeszcze kij razy oko będą pasować do siebie i wyglądać wiarygodnie.
W udziale przypadła mi ostatecznie kwiecista bluzka z krótkim rękawem, wełniana spódnica (niestety bez podszewki, co jednak w przypadku gryzącego materiału jest uciążliwe), beżowy prochowiec, skórzane pantofle na obcasie, mała brązowa torebka i misternie wykonana przez fryzjerkę koafiura, którą robiła mi chwilę po 5 rano w dzień zdjęciowy.
Canal + / Materiały promocyjne fot. Łukasz Bąk / Serial 'Król', reż. J.P. Matuszyński
Poważnie, ta kobieta wyczyniała cuda - zaplatała warkocze, podpinała je wokół głowy i jeszcze zrobiła klasyczną falkę na grzywce. W efekcie moje długie do ramion włosy wyglądały tak, jakby sięgały tylko za ucho. Ta operacja trwała kilkadziesiąt minut, a byłam tylko jedną z kilkudziesięciu osób, które tego dnia trzeba było odpowiednio ubrać i uczesać. Chociaż w garderobie pojawiłam się w okolicach piątej rano, dwa autokary pełne statystów na plan zdjęciowy pojechały dopiero po ósmej rano.
Nakręcenie sceny bokserskiej, w której brałam udział, trwało trzy bite dni, a ja załapałam się tylko na ostatni z nich. Przekonałam się przy okazji, że kręcenie filmów to karkołomnie zaplanowana operacja i na wpadki nie ma miejsca. Nie jest też łatwo opanować kilkadziesiąt dorosłych osób: dzwoniący w czasie ujęcia telefon może przecież wszystko popsuć. Trzeba zatem przypilnować, żeby żaden delikwent nie świecił w kadrze komórką czy współczesnym zegarkiem, po przerwie na obiad stał w tym samym miejscu i przede wszystkim: wiedział, co ma robić.
Właśnie dlatego są takie osoby jak kierownik planu czy opiekun statystów. Jak wyjaśniła mi osoba z produkcji - na każdym planie filmowym jest w zasadzie funkcja od wszystkiego. Ekipa podzielona jest na różne współpracujące ze sobą piony: łącznie z osobą odpowiedzialną za samo przykręcanie śrubek, ocieranie potu z czoła czy od pilnowania statystów właśnie. Dzięki temu nie panuje dziki chaos oraz panika.
Nasz opiekun był postawnym jegomościem w stroju sportowym, a każda jego wypowiedź wyraźnie pokazywała, że jest człowiekiem asertywnym i gotowym zaprowadzić bezwzględny porządek. Z jednej strony troskliwie rozdał kanapki na śniadanie, z drugiej groźnie łypał i sprawdzał, czy wszyscy zdjęli biżuterię i zegarki. Wyjaśnił też, że po przyjeździe na plan mamy udać się do przeznaczonej dla nas sali, gdzie będziemy mogli odpoczywać w przerwach i zostawić rzeczy. Tam też ktoś powie nam, co dalej.
Piotr Pacek jako Andrzej Ziembiński w serialu 'Król'. Canal+ / Materiały promocyjne fot. Łukasz Bąk / 'Król'. reż. J.P. Matuszyński
Jak powiedział, tak też się stało. Zjawił się kolejny, czarująco sympatyczny, opiekun i wszystkim "świeżynkom" wyjaśnił, jakie zasady obowiązują na planie: trzeba słuchać poleceń ekipy, nie zabierać telefonów na plan i kiedy kamera działa - nie zdejmować płaszczy ani marynarek.
Ponieważ pracowaliśmy nad sceną pojedynku bokserskiego pomiędzy Andrzejem Ziembińskim z klubu Legia i Jakubem Szapirą z klubu Makabi, należało zadbać o to, żeby obaj zawodnicy mieli swoich wiarygodnych kibiców. Opiekun każdego nowego statystę obejrzał dokładnie i przydzielił do odpowiedniej drużyny - trafiła mi się Legia. Przydział ten pomagał także koordynować ludzką ciżbę na planie i wydawanie konkretnych komend. Dla ułatwienia każda z tych grup statystów miała swojego "dyrygenta".
Kiedy wszyscy zostali już przydzieleni do Legii albo Makabi, nastąpiła ta strategiczna chwila, kiedy pierwsza grupa weszła na plan zdjęciowy. Na potrzeby serialu salę bokserską umieszczono w jednym z nader malowniczych budynków Politechniki Warszawskiej. Na sali zobaczyłam klimatyczny ring, rzędy ławek, a wokół samego ringu stoliki dla komentatorów, sędziego i krzesła dla widowni. Opiekun rozsadził nas na tych krzesełkach najbliżej ringu: przypadł mi drugi rząd za komentatorem.
Nim doszło do części zasadniczej, czyli kręcenia, poza zasadami porządkowymi otrzymaliśmy też niezwykle malowniczy opis sceny, którą będziemy za kilka chwil kręcić. Zaczynaliśmy bowiem od zbliżeń komentatora sportowego, który walkę relacjonował. No i okazało się, że siedzenie w tle i udawanie kibiców wcale nie jest takie łatwe, kiedy nikt nie walczy.
Na planie serialu 'Król' Kultura.gazeta.pl
Tutaj na pomoc przyszedł opiekun, który wyjaśnił, jakiego zachowania i ruchów oczekuje. Niektórzy dostali zadania takie jak rzucanie kapeluszem ze wściekłości, kręcenie z niedowierzaniem głową, buczenie, łapanie się za głowę, klaskanie, wychodzenie z niesmakiem etc, a niektórym trafiły się nawet osobne legendy bohaterów ("jesteś na randce ze swoim chłopakiem, tata pilnuje", "przyszedł pan na mecz z żoną, kiedy walka się kończy, bierze pan tę panią obok za rękę i wychodzicie państwo wyraźnie niezadowoleni"). Można powiedzieć, że było to takie subtelne wprowadzenie w metodę Stanisławskiego, który przecież uczył, żeby wczuwać się w swojego bohatera.
Mimo tego czułam się jak skończony pacan i nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić: nie pomagała nawet kojąca myśl, że i tak mnie nie będzie za bardzo widać. Poziom uderzającej samoświadomości i konieczność zastanawiania się nad każdym swoim ruchem są niezwykle krępujące.
Po kilku dublach człowiek może jednak w końcu się rozkręcić i jakoś to idzie. Prawdziwa zabawa zaczęła się, kiedy na planie pojawili Michał Żurawski i Piotr Pacek. Zamiast wyobrażać sobie walkę bokserską, faktycznie oglądaliśmy jej przebieg i przyznaję, że było to wybitnie ciekawe przeżycie. Panowie skakali po ringu tak, że chwilami przypominało to balet. No i nie trzeba było już bardzo udawać, wystarczyło patrzeć na to, co robią aktorzy.
Canal+ / Materiały promocyjne fot. Łukasz Bąk / 'Król'. reż. J.P. Matuszyński
Do tego w przerwach pomiędzy ujęciami Michał Żurawski dla jak największej wiarygodności robił pompki ze stopami na krzesełku, a Pacek bodaj skakał na skakance. Charakteryzatorki też co jakiś czas przybiegały ze spryskiwaczami, by opylić ich wodą imitującą pot, nałożyć sztuczną krew lub ją zetrzeć do dubla.
Doszło też do incydentu tekstylnego, który wstrzymał pracę na całym planie. W przerwie między ujęciami Michał Żurawski niewinnie się schylił, lecz tak bardzo przyłożył się wcześniej do treningów, że szwy w atłasowych spodenkach poddały się prawom fizyki. Na ten widok, ja i moja sąsiadka wymieniłyśmy się znaczącymi spojrzeniami. Z następnym ujęciem trzeba było poczekać, aż skutki awarii zostaną usunięte.
Do tego przy wysokiej temperaturze na dworze, w sali było nieziemsko duszno i jeszcze cieplej od oświetlenia - a my wszyscy w tych tweedowych marynarkach i garsonkach, wełnianych płaszczach, kapeluszach i szalikach: jak widać, dla sztuki trzeba cierpieć.
Lena Góra w serialu 'Król' Fot. Lukasz Bak
Prawdą jest to, co wszyscy zawsze powtarzają o kręceniu filmów: to głównie czekanie. Czekanie, aż ustawione będzie światło, czekanie, aż znajdzie się potrzebna w danej chwili osoba, a która gdzieś nagle zniknęła, czekanie, aż skończy się kręcenie ujęć z udziałem drugiej grupy, czekanie na przerwę, czekanie, aż przerwa się skończy, czekanie na wejście aktorów na plan - i tak w kółko.
Długie oczekiwanie sprawiło, że miałam czas obejrzeć dokładnie otoczenie i współtowarzyszy oraz ich przebrania, co sprawiło, że jeszcze bardziej doceniłam kostiumografów. Największym obiektem mojej zazdrości był wystrzałowy kostium Leny Góry, która gra Annę Ziembińską. Najpierw zauważyłam jej biały garnitur, a dopiero później zdałam sobie sprawę, że to aktorka. Wtedy też zrozumiałam, dlaczego statyści i statystki nie mają makijażu: dzięki temu obsada była bardziej "wyrazista", a tłum jednolity. Niemniej, w przerwach pomiędzy ujęciami kursowały wśród statystów panie charakteryzatorki, które w ramach potrzeby ocierały zroszone potem czoła - na sali było dość parno - i poprawiały fryzury osób, które stały gdzieś na końcu sali przy filarze. Przyznam szczerze, takiej dbałości o detale się nie spodziewałam.
Tę dbałość było widać i przy innych elementach: na ścianach są skrupulatnie rozwieszone plakaty reklamujące nie tylko samą walkę bokserską, ale i filmy, które w międzywojniu można było obejrzeć w kinach. W dodatku plakaty te były rozwieszone w miejscach, których - jak na moje oko - kamera bezpośrednio nie łapała. Obejrzałam sobie też z bliska ring i rekwizyty takie jak bokserskie rękawice, telefony, mikrofony dla dziennikarzy, stare aparaty fotograficzne etc. Już wtedy kupił mnie "świat przedstawiony". Zobaczyłam czarującą pocztówkę z przeszłości i poczułam atmosferę, którą odnalazłam na ekranie już po premierze pierwszego odcinka "Króla".
Na planie serialu 'Król' Kultura.gazeta.pl
Przyznaję, że choć statystowanie na planie "Króla" było ciekawym przeżyciem, raczej nie chciałabym robić tego zbyt często. Już nawet nie chodzi o to, że dzień zaczęłam o 4.30, a spać poszłam po północy. Sedno tkwi w tym, że zupełnie inaczej oglądałam scenę, w której brałam udział jako statystka, niż wszystkie inne ujęcia z serialu, który mnie wciągnął jak diabli. Przez tych kilka minut nie widziałam historii, analizowałam zdjęcia dużo bardziej technicznie: przypominałam sobie, jak wyglądał plan filmowy i jak wyglądało kręcenie poszczególnych ujęć. Porównywałam to, co pamiętam, z tym co widzę na ekranie.
Już rozumiem, co miała na myśli Agata Kulesza, kiedy w wywiadzie z TVN24 mówiła "Z reguły oglądam film raz i robię to w dużej mierze technicznie. Interesuje mnie, jaki jest rytm filmu i jaki rodzaj narracji wybrał reżyser. Mam za dużą 'nadwiedzę', żeby dać się wciągnąć opowieści, bo znam scenariusz i całe kulisy, wiem, co się działo na planie".
<<Reklama>> Książka "Król" dostępna jest w formie e-booka w Publio.pl >>