Telewizja i platformy streamingowe mają w swojej ofercie coraz więcej programów i produkcji, które bazują na tym, by ukazać życie ich uczestników. I nie mówimy tu tylko o tym, że śledzimy losy popularnych celebrytów, jak było w przypadku rodziny Kardashianów i obserwujemy zmagania uczestników talent-shows pokroju "Idola", "Mam talent" czy "X-factor".
To dotyczy także coraz częściej cieszących się popularnością i sympatią widzów wyspecjalizowanych produkcji, które naturalnie koncentrują się tylko na najciekawszym dla różnych grup odbiorców wycinku rzeczywistości: mogą to być opowieści związane z organizacją wesel, a nawet tylko wybieraniem sukien ślubnych, gotowaniem, produkowaniem niecodziennych przedmiotów, robieniem remontów, opieką nad kotami, niestandardowym trybem życia, jaki wybierają np. miłośnicy survivalu, dziwnymi przypadkami medycznymi, operacjami plastycznymi, ale też np. śledzenie losów uczestników górskich wypraw czy ludzi zawodowo pędzących bimber. No i nie zapominajmy o serialach dokumentalnych o rozwiązywaniu zagadek związanych ze zbrodniami!
Oczywiście nie od dziś wiadomo, że to życie najczęściej pisze najciekawsze scenariusze i nawet najbardziej pomysłowy scenarzysta nie byłby w stanie za żadne skarby wymyślić takich rzeczy, jak potrafią się przydarzyć np. kobiecie jeżdżącej wielkim tirem, ludziom wspinającym się na Mount Everest, niedostępny dla większości zwykłych widzów, a także opiekunom niepokornego kota, przez którego muszą zamykać się w łazience czy choćby właścicielce salonu z sukniami ślubnymi, która chwilami prowadzi niemal terapię rodzinną pannie młodej, której pomaga np. walczyć z kompleksami. Poza tym, że dostajemy historie z życia wzięte, to dostajemy także coraz dalej idącą specjalizację, która naprawdę pomaga dopasować treści rozrywkowe do zainteresowań widza.
Niektórzy mówią, że to kolejna odsłona wojeryzmu medialnego. No bo tak: dzięki środkom masowego przekazu takim jak radio, telewizja, prasa, a zwłaszcza internetowi, łączącemu w sobie elementy ich wszystkich, widz może uczestniczyć w cudzym życiu - często wkraczając już w strefę prywatną czy intymną. To też niesie za sobą nowy rodzaj komunikacji międzyludzkiej.
Joanna Wieczorek w tekście "Okiem podglądacza, czyli zjawisko wojeryzmu" zauważa, że wojeryzm medialny nie ma jeszcze jednoznacznej definicji w polskiej nauce, ale definitywnie nie jest pojęciem tożsamym z wojeryzmem, o którym mówią psychoanalitycy. W jej opinii to coś, co najtrafniej można nazwać postawą odbiorców, którzy obserwują rzeczywistość wykreowaną przez środki masowego przekazu oraz w tej rzeczywistości się pojawiających mniej lub bardziej świadomie ludzi.
Co więcej, jej zdaniem wojeryzm medialny pełni ważną rolę społeczną, albowiem pozwala widzom uzyskać poczucie więzi, współuczestnictwa i kontroli, które są coraz trudniejsze do utrzymania we współczesnym świecie. Bo już dawno został zaburzony klasyczny porządek życia społecznego, w którym człowiek funkcjonował w podstawowej jednostce rodzinnej czy społecznej - wraz z rozwojem technologii nie tylko zyskaliśmy większą mobilność i możemy korzystać z jej dobrodziejstw: ta także znacząco utrudnia nawiązywanie znaczących relacji międzyludzkich, postępuje alienacja jednostki, coraz więcej osób na własnej skórze czuje skutki samotności w tłumie.
Tym zjawiskiem w dużej mierze tłumaczono fenomen popularności sitcomu "Przyjaciele" wśród pokolenia młodzieży, które urodziło się już długo po premierze kultowego serialu. Po tym, jak produkcja stała się dostępna na Netfliksie, okazało się, że jest jednym z najczęściej oglądanych tytułów właśnie wśród najmłodszych widzów, którym zwyczajnie we współczesnym świecie brakuje możliwości nawiązania takich relacji, na jakie pozwolić sobie mogli serialowi bohaterowie.
Samotność tę ludzie często w ostatnich latach próbują pokonać za pomocą internetu - już jakiś czas temu wyrosło nam całe pokolenie twórców tworzących w sieci, publikujących swoje treści na platformie YouTube i gromadzących coraz większe społeczności wokół siebie. No i pamiętajmy o tym, że podczas, gdy istnieje grupa dzieciaków pragnących żyć telewizyjnymi fantazjami rodem z lat 90., jest mnóstwo widzów, którzy chcą uczestniczyć w życiu czy obserwować pasję kogoś, kogo mogą podziwiać, a kto dzięki współczesnym środkom przekazu nie jest już spiżowym pomnikiem, a człowiekiem z krwi i kości.
Doskonałym przykładem z polskiego podwórka może być np. Bartek Ostałowski - człowiek, który w szybkim czasie stał się jedną z większych legend polskiej motoryzacji. To jedyny na świecie profesjonalny kierowca sportowy, który prowadzi stopą. Nie tylko ma międzynarodową licencję wyścigową FIA - w 2019 roku choćby zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej DMP i tym samym wywalczył tytuł II wicemistrza Polski w drifcie. To na pewno postać nietuzinkowa i z pewnością udowadnia, że "niemożliwe nie istnieje" i wielu ludzi na jego przykładzie może poczuć się zachęconych do pokonywania własnych barier.
'Pasja na krawędzi' fot. Kowalkiewicz / Materiały promocyjne
Ostałowski długi czas prowadził bardzo popularnego vloga motoryzacyjnego, a teraz ma także swój program "Pasja na krawędzi". Tam testuje samochody, o jakich większość z nas mogłaby tylko pomarzyć, śledzi najważniejsze imprezy sportowe i spotyka się z najciekawszymi ludźmi związanymi z motoryzacją czy biznesem, takimi jak Krzysztof Hołowczyc czy Richard Hammond. I co ciekawe, Bartek wyprowadza się z YouTube'a, by swoje programy prezentować na wyłączność w Playerze.
Dzięki YouTube'owi sławę zyskała też amerykańska dermatolożka, dr Sandra Lee - popularnie znana jako Dr Pimple Popper. Lekarka zaczęła wrzucać do sieci nagrania z zabiegów, w czasie których za zgodą pacjentów usuwa z ich skóry najróżniejsze i najdziwniejsze narośle. Na jej przykładzie okazało się, że na całym świecie istnieje masa ludzi chętnych, by obejrzeć, jak ktoś wyciska gigantyczne cysty, wycina przedziwne tłuszczaki i leczy choroby skórne, o jakich zwykłemu zjadaczowi chleba się nie śniło.
Materiały promocyjne / / DR. PIMPLE POPPER / Doktor Pryszczylla
Niewątpliwie świadczą o tym miliony wyświetleń pod jej filmami na autorskim kanale, a także cała rzesza naśladowców i fala narodzin podobnych kanałów na YouTube'ie. Nic dziwnego, że dostała ostatecznie swój program telewizyjny, który pod nazwą "Doktor Pryszczylla" oglądać można w Player.pl.
W Polsce od dawna wiemy, że widzowie lubią programy o zbrodni, czego sławetnym przykładem niech będzie długoletnia obecność na antenie telewizji publicznej programu "Magazyn Kryminalny 997". Program nadawany z przerwami od 1986 do 2017 roku był ewenementem - powstał po to, by widzowie mogli wziąć udział w wyjaśnieniu zagadkowych zbrodni i pomagali w odnalezieniu poszukiwanych przestępców. Po obejrzeniu "Crimewatch UK" Bogusław Wołoszański namówił TVP na stworzenie własnego programu tego typu - zasłynął wśród widzów rekonstrukcjami dość sensacyjnych zbrodni. W historii samego programu doszło ponoć dwukrotnie do sytuacji, w której morderca brał udział w rekonstrukcji własnych zbrodni.
I to było coś, co wpisało się w duży światowy nurt: dość powiedzieć, że w ostatnich latach skrajnie popularne stały się takie produkcje dokumentalno-kryminalne jak "The Jinx" od HBO, a później głośny "Making a Murderer" (Netflix). Dokument przedstawił historię Stevena Avery'ego. Mężczyzna odsiaduje obecnie karę dożywocia za zabójstwo, którego - jak sam twierdzi i na co wskazuje program - nie popełnił. On i jego bratanek Brian Dassey spędzili za kratkami ponad dekadę. Dassey dotarł ze swoją sprawą aż do amerykańskiego Sądu Najwyższego i wnosił o ponowne przeprowadzenie jego procesu, ale sąd nie wyraził na to zgody. Sam dokument stał się nie tylko hitem, ale przyczynkiem do dyskusji o sądownictwie w USA.
Miliony widzów na świecie poruszyła narracja pokazująca, jak przez błędy systemu sprawiedliwości cierpią niewinni ludzie: to trochę tak, jakby ktoś historię Tomasza Komendy postanowił przeanalizować nie w filmie fabularnym, a właśnie druzgoczącym programie dokumentalnym.
I tu też na uwagę zasługuje seria "American Monster" - po polsku znana jako "Mój sąsiad morderca" - jego twórcy śledzą historie najgroźniejszych i najpotworniejszych morderców oraz porywaczy w historii USA. Pokazuje w uderzający sposób, jak tacy ludzie potrafili latami prowadzić podwójne życie, a także dostarcza widzom prawdziwe nagrania z sal sądowych i policyjne wywiady z przestępcami.
Dr Meg Arroll w rozmowie z "The Telegraph" zauważa, że programy dokumentalne o prawdziwych zbrodniach pozwalają nam poznać mroczną stronę ludzkiej natury w bezpieczny sposób. Zauważa też, że najpopularniejsze wśród widzów programy dokumentalne pomimo tego, że opierają się na faktach, prowadzą także w przekonujący sposób opowieść i tworzą fabułę, którą chce się śledzić m.in. dlatego, że jest też w nich miejsce na domysły widza.
Inna sprawa, że ludzie faktycznie lubią śledzenie tajemnic i czuć, że w jakimś stopniu sami mogliby rozwiązać zagadkę. Popularnością cieszą się np. programy, w których archeologowie szukają choćby zaginionego grobu słynnej królowej Nefertiti. Z drugiej strony widzów pociąga też możliwość obserwowania tego, jak ktoś obala utarte sposoby myślenia o jakichś zjawiskach. Niewątpliwie dlatego tak długo na antenie utrzymali się słynni "Pogromcy mitów", niewątpliwie dlatego pojawiają się też takie programy jak "Everest", w którym grupa himalaistów szuka dowodów na to, czy pierwszymi osobami na Evereście nie była przypadkiem zupełnie inna para zdobywców, niż podaje to historia.
EVEREST: THE FIRST ASCENT Materiały promocyjne
Na tych przykładach jasno widać, nie tylko to, jak coraz bardziej zacierają się granice pomiędzy tym, co prywatne i publiczne, pomiędzy kinem a telewizją, także na poziomie samych środków przekazu. Przecież już nie jesteśmy skazani na to, by czekać na kolejne odcinki w telewizji - teraz możemy sięgnąć po te programy na platformach takich jak vod.pl, ipla czy player.pl. Mówimy tu przecież tylko o polskim rynku! Widać też znaczącą zmianę w sposobie narracji medialnej, która nawet kreując rzeczywistość, stara się ją pokazać jak najszerzej i najbliżej źródeł.