Czorny woron nie śpi. Posępny detektyw wraca, by rozwiązać kolejną sprawę

"Kruk. Szepty słychać o zmroku" z 2018 roku to naprawdę wciągający, świetnie zagrany i zrealizowany serial z 2018 roku. Twórcy sami postawili sobie poprzeczkę wysoko, ale po obejrzeniu pierwszych trzech odcinków produkcji CANAL+ "Kruk. Czorny woron nie śpi" śmiem twierdzić, że dali radę co najmniej doskoczyć.

W pierwszej serii poznajemy komisarza z Łodzi, który zostaje skierowany do Białegostoku, aby rozgryźć sprawę przemytu papierosów. To dla niego trudny powrót w rodzinne strony - Adam Kruk wychował się w tamtejszym domu dziecka, w którym działy się przerażające rzeczy. Sprawa z przeszłości determinuje jego postępowanie po przyjeździe na Podlasie.

Historia lokalna, ja jednocześnie uniwersalna. Tu każdy aktor jest na swoim miejscu

Od czasu wydarzeń z poprzednich odcinków minęło kilka lat. Na Podlasiu trwa wojna mafii o kontrolę nad biznesem tytoniowym. Kruk w trakcie policyjnego nalotu ratuje życie policjantce Justynie, a potem angażuje się w pomoc przy prowadzonym przez nią śledztwie - ktoś zabija rudowłose kobiety. Z kolei przy sprawie papierosów tytułowy bohater serialu jest zmuszony współpracować z komisarzem Kołeckim, który nie jest zadowolony z takiego pomocnika.

Zobacz wideo "Kruk. Czorny Woron nie śpi" - zwiastun

Tak jak w poprzednich odcinkach, bardzo istotną częścią filmu jest to, co dzieje się z samym Krukiem. Policjant nie może okiełznać niekontrolowanej agresji, co gorsze, nie pamięta potem, co dokładnie zrobił. Pomocy szuka u Szeptuchy, podlaskiej znachorki. - Ta historia jest tak lokalna, a jednocześnie tak uniwersalna, że wchodzi się w ten serial już po pierwszym odcinku jest się totalnie zakręconym w to, co się wydarzy dalej - mówił o pierwszej serii Michał Żurawski. To sprawdza się również w nowej odsłonie. Przyznam, że gdy oglądam kolejne kadry z serialu, co jakiś czas przypominają mi się wakacje, które spędzałam jako dziewczynka prawie co roku w rodzinnych stronach mojej babci, niedaleko Białegostoku. Ukochana siostra mojego dziadka co prawda szeptuchą nie była, ale pomijając realizm magiczny, spokojnie mogłaby zagrać w produkcji "Kruk. Czorny woron nie śpi" rolę, którą powierzono Danucie Kierklo.

Na pierwszym planie produkcji jest jednak Adam Kruk. Nie wiem, czy to rola życia Michała Żurawskiego, bo ma kilka naprawdę dobrych na koncie, a wiele jeszcze zapewne przed nim, ale bez wątpienia on JEST Krukiem. Postawny, posępny, często ironiczny, tajemniczy, seksowny, intrygujący, a jednocześnie budzący lęk, porywczy, a jednocześnie metodycznie dedukujący... pełen sprzeczności - powiedzieć, że Kruk to bohater niejednoznaczny to niedopowiedzenie.

W nowych odcinkach oprócz części już znanych bohaterów obok Kruka pojawiają się nowi. Brzuszek i wąs Leszka Lichoty zwracają uwagę, aktor w pierwszych trzech odcinkach buduje postać wyrazistą, której niby powinno się nie lubić, ale jednak każde jego pojawienie się na ekranie sprawia, że na twarzy pojawia się uśmieszek. Od pierwszej minuty sceny kradnie Magdalena Koleśnik. Aktorka, która na ostatnim FPFF w Gdyni odebrała nagrodę za "Sweat" ma tak plastyczne twarz i ciało, tak przenikające widza oczy, że nie sposób od niej oderwać wzroku. Jej Justyna jest pewna siebie, a jednocześnie ma w sobie jakąś dzikość. Te dwie cechy łączą ją zresztą z Tomkiem, granym przez Tomasza Włosoka. Jego widzieliśmy w zaledwie kilku scenach pierwszego sezonu, teraz odgrywa zdecydowanie bardziej znaczącą rolę.

Warto w ogóle pochwalić osoby odpowiedzialne za casting do serialu "Kruk. Czorny woron nie śpi". Mogło się wydawać, że znalezienie partnera dla Kruka, który byłby tak przykuwający do ekranu jak Sławek grany przez Cezarego Łukaszewicza jest zadaniem z gatunku niemożliwych, ale jednak udało się uzyskać zarówno świeżość, jak utrzymać klimat. Tutaj każdy aktor naprawdę jest na swoim miejscu.

"Kruk. Czorny woron nie śpi". Jest tu światło, które daje nadzieję i mrok, który pochłania Kruka

Nie można też nie podkreślić, że klimat serialu obok wielu elementów tworzy inspirowana ludową muzyką, folklorem Podlasia, autorstwa krakowskiego kompozytora Bartosza Chadeckiego. "W singlu promującym serial Południce w białoruskiej gwarze śpiewają o odpędzaniu zła i nocnych koszmarów pojawiających się pod postacią kruka" - można przeczytać w "Gazecie Wyborczej". Na ścieżce dźwiękowej towarzyszą Chadeckiemu właśnie wokalistki zespołu Południce.

Na krzesło reżysera wraca tu Maciej Pieprzyca, który już niejednokrotnie pokazał swój reżyserski talent, zarówno kręcąc poruszającą, ale w przekazie optymistyczną historię "Chce się żyć" z Dawidem Ogrodnikiem, jak i "Jestem mordercą" z Arkadiuszem Jakubikiem, gdzie dla optymizmu czy nadziei miejsca brakowało. W opowieści o Adamie Kruku poszedł zdecydowanie w tę drugą stronę. Mimo tego, że winni ponoszą karę, nie ma tu mowy o szczęśliwym zakończeniu. Czy w tym sezonie będzie więcej jasności? - Światło, które daje nadzieję i mrok, który go pochłania. To właśnie był główny klucz, wizualna idea tego sezonu - mówi Witold Płóciennik, autor zdjęć.

Zdjęcia, za które tym razem Płóciennik odpowiada samodzielnie, to zdecydowanie kolejny mocny element produkcji. Ale czy są tu jakieś słabe? Jeśli tak, nie znalazłam ich w pierwszych trzech odcinkach. Mam też apetyt na co najmniej tak dobre rozwiązanie akcji jak w odcinkach z 2018 roku. Scenarzysta Jakub Korolczuk, który najpierw napisał scenariusz filmu "Kruk", potem za radą producenta oscarowej "Idy" Piotra Dzięcioła przerobił go na serial, a teraz napisał kontynuację, musi ostatnio żyć pod niezłą presją. Jeśli znacie "Szepty...", rozumiecie, dlaczego. Patrząc jednak na to, czego dokonał w pierwszej połowie drugiego sezonu, wydaje się, że nie trzeba będzie w tym przypadku przypominać przysłowia o spadaniu z wysokiego konia. Mamy szansę na kolejny doskonały sześcioodcinkowy sezon.

Więcej treści znajdziesz na JA+ rozrywka >>

Więcej o: