"Uciekając przed rozpaczą po utracie bliskich, bohater ukrywa się w bezpiecznej krainie wspomnień, gdzie czas stoi w miejscu, a wszyscy jego bliscy żyją. Z biegiem lat miasto rozwija się w jego wyobraźni. Pewnego dnia bohaterowie i idole z dzieciństwa znani z literatury i kreskówek, którzy w świadomości kolejnych pokoleń są wiecznie młodzi, przybywają nieproszeni. Kiedy nasz bohater odkrywa, że wszyscy się zestarzeli, a wieczna młodość nie istnieje, postanawia wrócić do prawdziwego życia. Film jest autobiograficzną impresją, reminiscencją obrazów z dzieciństwa, w której odżywa wspomnienie nieżyjących rodziców i rodzinnego miasta Łodzi" - można przeczytać na stronie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który współfinansował "Zabij to i wyjedź z tego miasta".
Animacja Wilczyńskiego jest bez wątpienia jedną z najoryginalniejszych w historii polskiego kina. W 1930 roku po czterech latach Władysław Starewicz ukończył "Opowieść o lisie", pełnometrażową adaptację "Lisa Przechery" Goethego, która nie była jego pierwszą animacją (w 1910 roku w Kownie nakręcił pierwszy na świecie animowany film lalkowy "Piękna Lukanida"), ale niewątpliwie jedną z najlepszych. Potem były choćby "Czerwone i czarne" z 1963 roku, w którym Witold Giersz wykorzystał malarstwo olejne, przepiękna wycinankowa miniatura "Syn" Ryszarda Czekały z 1970 roku, "Podróż", w której w tym samym roku Daniel Szczechura - jak pisze Bartosz Staczyszczyn w Culture.pl "zrywał z obowiązującymi narracyjnymi schematami, wyznaczając nowe kierunki rozwoju filmu animowanego", a dziesięć lat później "Tango" Zbigniewa Rybczyńskiego, nagrodzone Oscarem. Można by jeszcze wymienić choćby nominowaną do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej "Katedrę" Bagińskiego, oscarowego brytyjsko-polskiego "Piotrusia i wilka" w reżyserii Suzie Templeton, fenomenalną animację "Twój Vincent" i właśnie "Zabij to i wyjedź z tego miasta", który nie tylko jako pierwsza animacja w historii zdobył Złote Lwy w Gdyni, ale został też uznany za film roku podczas gali Orły 2021 (przy tym zdobywając także statuetki za scenariusz, dźwięk oraz muzykę).
- Film miał być rodzajem pożegnania i dokończenia rozmów, które zostały nagle ucięte w wyniku śmierci moich rodziców. Miał też trochę uśmierzyć moje poczucie winy spowodowane tym, że kiedy jeszcze żyli nie poświęcałem im wystarczająco dużo czasu. Byłem zajęty codziennymi sprawami. Wówczas myślałem, że jeszcze mamy czas, ale nagle okazało się, że jest już za późno - opowiadał Wilczyński w rozmowie z "Vivą", dodając:
Niespodziewanie w filmie pojawił się też drugi sens. Nie przewidywałem, że tyle osób: Andrzej Wajda, Tadeusz Nalepa czy Tomasz Stańko odejdą w trakcie realizacji. Wszystko ponakładało się w czasie. Film animowany robi się bardzo długo i staje się on taką magiczną kapsułą czasu. I ta kapsuła ma teraz moc przywoływania duchów.
Rzeczywiście, niesamowite wrażenie robi, gdy słyszymy tak charakterystyczne głosy jak Ireny Kwiatkowskiej, Gustawa Holoubka, Tadeusza Nalepy, który był przyjacielem reżysera, czy Andrzeja Wajdy. Co ciekawe, ten ostatni to trochę on i... Marek Kondrat, który w środowisku aktorskim jest znany jako doskonały imitator głosu reżysera "Popiołu i diamentu". W "Zabij to i wyjedź z tego miasta" pojawia się bowiem postać, którą bohater filmu pamięta z kreskówki z dzieciństwa i Wilczyńskiemu bardzo zależało, by mówiła właśnie głosem Wajdy. Ten w końcu się zgodził, ostrzegając, że "będąc reżyserem od bardzo dawna, doskonale wie, jak złym jest aktorem. W związku z tym prosi, żebym zwrócił się do Marka Kondrata, a on, Andrzej Wajda, to podżyruje" - opowiada Wilczyński w książce "Pierwsze życie Marka Kondrata" Jacka Wakara. W studiu okazało się, że Mistrz nie przesadzał, dlatego w końcu Wilczyński poprosił o pomoc Kondrata. W rozmowie z Wakarem wspomina:
Przyjechał i nagrał te kwestie genialnie. Z montażystą dźwięku, Frankiem Kozłowskim, tak to wymieszaliśmy, że trochę w tej roli jest Andrzeja Wajdy i jest Marek Kondrat, który gra świetnie, imituje Andrzeja Wajdę, a jednocześnie potrafi uzyskać to, czego Andrzej Wajda nie potrafił – przede wszystkim uczuciowe niuanse.
Próby rozpoznania, "rozdzielenia" tych dwóch głosów mogą być dodatkowym smaczkiem przy oglądaniu "Zabij to i wyjedź z tego miasta". A przecież w ścieżce dialogowej słyszymy też m.in. Maję Ostaszewską, Magdalenę Cielecką czy Małgorzatę Czerwińską. To naprawdę doborowa obsada.
Sukces filmu, który powstawał 14 lat, zaskoczył też samego Wilczyńskiego, który w rozmowach z dziennikarzami przyznawał, że nie spodziewał się aż tak szerokiej dystrybucji i tak pięknego, dużego odzewu widzów kinowych. Michałowi Nogasiowi z "Gazety Wyborczej" mówił:
W każdej sali kinowej, do której trafiam, słyszę o tym, że mieli wrażenie, jakby to oni odbywali swoją ostatnią rozmowę z mamą czy tatą. Zaczynają opowiadać o własnych kontaktach z rodzicami, mam czasem wrażenie, że mój film pozwala im wyrzucić z siebie nigdy niewypowiedziane lęki, żale, wspomnienia, koi poczucie winy.
Teraz ci, którym nie udało się zobaczyć "Zabij to i wyjedź z tego miasta" będą mogli zobaczyć tę niezwykłą produkcję w CANAL+ Premium - 31 października o 21:30. Od 1 listopada film będzie także dostępny w serwisie CANAL+ online.