Premierowy odcinek "MTV Unplugged" miał premierę 26 listopada 1989 roku. W pierwszym sezonie koncertów pojawili się m.in. Aerosmith, Elton John, Sinead O'Connor i Stevie Ray Vaughan. Pomysł na akustyczne występy okazał się strzałem w dziesiątkę — wszyscy chcieli posłuchać, jak to jest, kiedy najwięksi artyści wychodzą na skromną scenę i stają oko w oko z publicznością.
Do historii popkultury przeszedł koncert "MTV Unplugged" w wykonaniu Nirvany. — Oglądaliśmy inne "Unpluggedy" i większość się nam nie podobała, bo wiele zespołów traktowało je jak koncerty rockowe – grali tak jak w Madison Square Garden, tylko na gitarach akustycznych — wspominał po latach Dave Grohl. Członkowie Nirvany postanowili więc przewrócić formułę do góry nogami.
Zamiast przebojów postawili przede wszystkim na covery, czym mocno zaskoczyli produkcję, ale i zdobyli serca milionów widzów. Równie zaskakujące było to, że cały koncert udało się zarejestrować za jednym razem, bez powtórek. Kurt Cobain dał się natomiast poznać z nowej strony — żartował, zabawiał publiczność, uciekając od wizerunku zbuntowanego, wiecznie wkurzonego chłopaka. Najważniejsze było to, że Nirvana udowodniła, jak potrafi grać i zamknęła usta nieprzychylnym opiniom krytyków.
W Polsce otrzymać zaproszenie do zagrania koncertu w ramach "MTV Unplugged" to prawdziwy rarytas. Artystką, która przetarła szlaki kolejnym wykonawcom, była Kayah — jej występ "bez prądu" odbył się niemal dokładnie 17 lat po telewizyjnym debiucie "MTV Unplugged", 28 listopada 2006 roku. TOYA, studio filmowe w Łodzi rozbrzmiało wtedy gatunkową feerią barw. Kayah przypomniała swoje największe przeboje, m.in. "Na językach", i zaśpiewała w towarzystwie Anny Marii Jopek.
Po Kayah przyszła pora na Hey (2007), Wilki (2009) i Kult (2010). Na następne show trzeba było poczekać aż siedem lat — powrót "MTV Unplugged" do naszego kraju zainaugurował O.S.T.R., a po nim akustycznie zaprezentowali się jeszcze: Bednarek, Brodka, Kasia Kowalska i Natalia Przybysz. W tym roku do tego grona w ramach szczególnej, bo 10. polskiej edycji "Unplugged", dołączył Krzysztof Zalewski. To dobry moment, żebym oddała głos koleżance Justynie, która miała okazję podziwiać artystę w akcji na własne oczy i uszy.
Akustyczne aranżacje nie sprawiły, że muzyka Zalewskiego nagle zabrzmiała spokojniej czy bardziej nobliwie — ten facet niezależnie od instrumentalnego anturażu potrafi na scenie wyzwolić bezlitośnie zaraźliwą energię i ponieść publiczność na fali porywających dźwięków. A to o tyle okrutne, że wszyscy musieliśmy grzecznie siedzieć w fotelach na widowni i nijak dało się skakać pod sceną. Ale czego innego można się było spodziewać po muzyku, który jest w stanie zagrać sam cały koncert w formie solo act?
Tym razem z wdziękiem i pełnym zaangażowaniem zagrał dla nas piosenki z czterech swoich płyt: "Zeliga", "Złota", "Zalewski śpiewa Niemena" i "Zabawy". Warto wspomnieć, że ten ostatni album to przede wszystkim dużo figlowania z muzyką elektryczną, więc przełożenie choćby tytułowej piosenki na warunki akustyczne może wydawać się zadaniem karkołomnym. A jednak, kiedy w warszawskim Och Teatrze rozbrzmiały jej takty, nikomu tam nie brakowało mocnego uderzenia, atmosfera sięgała zenitu.
Do zestawu sprawdzonych hitów Zalewski dorzucił nowy utwór "Ptaki", który specjalnie na tę okoliczność napisał, a także cover piosenki śpiewanej przez Czesława Niemenę i Wandę Warską - "Romanca Cherubina". Wyszło pięknie. I choć Krzysztof sam może wystarczyć za całą orkiestrę, tym razem zadbał o to, żeby widownia miała już sporo rozrywki, choćby tylko obserwując skład jego zespołu.
Przebrani w więzienne mundurki Andrzej Markowski, Bolesław Wilczek, Szymon Paduszyński, Jakub Kurek, Olaf Węgier, Szymon Białorucki, Jan Radwan i Michał Rudaś bawili się na scenie jak dzieci. Mnie szczególnie urzekli dwaj chórzyści, którzy w swoim kąciku urządzili osobne show — i to na tyle zajmujące, że odciągali czasem uwagę od gwiazdy wieczoru. Serdecznie polecam wypatrywać ujęć z tymi radosnymi śmieszkami.
Koncert MTV Unplugged nie byłby pełny, gdyby na scenie nie pojawili się także muzyczni goście. Niestety, lista tych muzycznych osobowości nie została jeszcze oficjalnie opublikowana, więc nie mogę psuć niespodzianki. Mogę za to powiedzieć, że w tym zestawie pojawili się artyści, z którymi Zalewski ma naprawdę dobrą sceniczną chemię i z czystą przyjemnością patrzyło się na to, jak razem bawią się muzyką. A słuchało się tego jeszcze lepiej!
Dodam też, że Zalewski wykorzystał dobrze okazję, żeby pokazać z pomocą fachowca, jakie cuda można wyczyniać z wibrafonem — było to absolutnie imponujące i porywające. Zwyczajnie fajna jest także przemyślana struktura narracyjna całego koncertu. Jak widać choćby w klipie do "Ptaków", scenografia Anny Szczęsny przenosi nas na środek pustyni pełniej kaktusów, głazów i innych sukulentów, zaś na horyzoncie króluje wielkie słońce. Dzięki temu oświetlenie było ważnym aktorem tego wydarzenia — każda z piosenek została zagrana o innej porze muzycznego dnia: o wschodzie słońca, w południe, późnym wieczorem etc., a światło podkreślało dodatkowo charakter granego utworu.
Jako szczęściara, która miała okazję uczestniczyć w nagraniu koncertu "MTV Unplugged Krzysztof Zalewski" mogę powiedzieć, że jego największą wadą jest to, że jest zwyczajnie za krótki. Można go już oglądać w serwisie CANAL+ online.