Binge watching - co to jest? Seriale idealne do oglądania ciągiem

Sposób, w jaki zapoznajemy się z filmami czy serialami w ostatniej dekadzie zmienił się diametralnie. Dzięki serwisom streamingowym możemy spędzać z danym tytułem godzinę za godziną i nie zdawać sobie sprawy, kiedy dwa obejrzane odcinki przejdą w dziesięć. Właśnie na tym polega binge watching, który wśród fanów seriali stał się już powszechną praktyką. Trzeba podkreślić, że czasami "pochłanianie" odcinków na jeden raz potrafi być niebezpieczne. Jak zatem uprawiać binge watching z głową?

Jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie jednej z platform streamingowych, blisko trzy czwarte respondentów twierdzi, że binge watching wywołuje u nich pozytywne uczucia. To nic dziwnego — streaming wygrywa z telewizją przede wszystkim dlatego, że zamiast, jak to zazwyczaj bywało, dozować po jednym odcinku tygodniowo, serwuje cały sezon serialu i zapewnia natychmiastową zwiększoną dawkę rozrywki. Czerpiemy z oglądania przyjemność, dlatego mózg uwalnia dopaminę, która sprawia, że nie chcemy przestawać, bo po prostu jest nam dobrze. Niestety — wszystko, co dobre szybko się kończy, dlatego szybko obejrzana seria nierzadko zostawia nas z poczuciem pustki. Żeby ją wypełnić, sięgamy po kolejny serial... i tak w kółko.

Zobacz wideo Popkultura odc. 88

Binge watching z głową. Po seansie pora na aktywność

Najprostszym sposobem na to, żeby uprawiać rozważny binge watching, jest założenie konkretnych, twardych limitów. Przesuwanie czasowej granicy w nieskończoność i zarywanie nocy na rzecz serialu nigdy nie jest dobrym pomysłem. Warto więc z góry ustalić czas, który rzeczywiście możemy przeznaczyć na oglądanie lub wyznaczyć określoną liczbę odcinków. Tuż po zakończeniu seansu warto zrobić inną przyjemną rzecz, aby nie wpaść od razu w dopaminowy dołek. Cały proces wymaga samodyscypliny — to szczególnie trudne, jeśli mamy tendencję do wspomagania się serialami w sytuacjach stresowych czy utożsamiania się z bohaterami i wyjątkowo głębokiego wchodzenia w ich świat. Choć to oczywiście wspaniałe, kiedy na ekranie pojawia się ktoś, kogo rozumiemy; ktoś, kto potrafi oddać nasze własne myśli czy emocje, musimy pamiętać, że ciągle mówimy o świecie nierzeczywistym i że na co dzień warto być tu i teraz. Stawiając odpowiednie granice, możemy z powodzeniem (i z pewnością, że nie ucierpi na tym nasze zdrowie!) pochłaniać serialowe perypetie.

Binge watching niejedno ma oblicze

Żeby nie przesadzić z binge watchingiem (albo powoli się rozkręcić), warto wybierać seriale, które liczą sobie jeden czy dwa sezony. Wśród takich propozycji znajdują się np. produkcje oryginalne CANAL+, m.in. "Klangor", "Kruk" czy "Król" — zbieżność pierwszych liter tytułów przypadkowa. Każdy z wymienionych seriali tworzy emocjonującą, podszytą mrokiem i — co najważniejsze — zamkniętą historię, która po zakończonym oglądaniu nie pozostawi nas z uczuciem niedosytu. W przypadku "Klangoru" i "Króla" mówimy o jednej serii; "Kruk" natomiast doczekał się dwóch odsłon - "Kruk. Szepty słychać po zmroku" oraz Kruk. Czorny Woron nie śpi".

Wytrawni i doświadczeni pochłaniacze seriali mogą chcieć się zmierzyć z czymś o wiele większym — klasykiem są tutaj sitcomy, które często ciągną się przez lata. Amerykańska wersja "The Office", która niedawno pojawiła się w ofercie CANAL+ online, to dokładnie 201 odcinków (pełnej niezręcznych sytuacji) zabawy z pracownikami firmy papierniczej Dunder Mifflin. Przepaść można też w innym biurze — francuskie "Biuro szpiegów" co prawda liczy sobie o wiele mniej epizodów i opowiada o sprawach kryminalnych, ale z pewnością spodoba się również miłośnikom lżejszych produkcji. Fanów seriali biograficznych może zainteresować 30-odcinkowa przygoda z Ludwikiem XIV - "Wersal. Prawo krwi" to gwarancja przepychu, miłosnych perypetii, intryg i ostrych zakrętów.

Więcej o: