Co francuski kupiec sztuki robił w Rio? Handlował narkotykami

Lucien Sarti oficjalnie miał zajmować się skupowaniem najbardziej rozchwytywanych dzieł sztuki na przełomie lat 60. i 70. - miał kontakty i masę pieniędzy. Ale tak naprawdę był jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi swoich czasów; niektórzy do dziś są przekonani, że był jedną z osób stojących za morderstwem prezydenta USA Johna Kennedy'ego. On i jego towarzysze zorganizowali w Rio de Janerio jedną z największych siatek przerzutu narkotyków do USA.

Statystyki nie kłamią. Pod koniec lat 60. do USA trafiało od 5 do 10 ton opium rocznie. W 1970 roku szacowano, że do Stanów tylko jednym szlakiem wozi się od 40 do 44 ton samej heroiny rocznie. Amerykańskie władze wypowiedziały narkobiznesowi otwartą wojnę. "War on drugs" to był jeden z głównych celów polityki administracji Richarda Nixona, która doprowadziła m.in. do tego, że powstał specjalny Task Force One czyli Prezydencka Grupa Zadaniowa ds. Narkotyków, Marihuany i Niebezpiecznych Środków Odurzających. 

Wojna z narkotykami to nie karnawał w Rio

Kiedy Amerykanie zaczynali zwalczać narkotyki, chcieli ukrócić handel nielegalną marihuaną z Meksyku. Ale najróżniejsze narkotyki o różnym zastosowaniu i dostępności docierały do USA szerokim strumieniem, chociażby słynnym "francuskim połączeniem". Na początku lat 70. przez kraj przeszła tak poważna fala uzależnień choćby wśród powracających z wietnamskiej wojny weteranów, że zdecydowano o założeniu Agencja do Walki z Narkotykami (Drug Enforcement Administration - DEA). USA już wtedy stanowiły największy rynek zbytu narkotyków w bloku krajów zachodnich - nic dziwnego, że to był łakomy kąsek dla europejskich mafiozów.

Obecnie panuje przekonanie, że kraje Ameryki Łacińskiej to największy producent narkotyków. Jednak na przełomie lat 60. i 70., to nie mieszkańcy tamtego regionu przodowali w handlu prochami. Sycylijscy i francuscy gangsterzy zorganizowali w Rio de Janerio jedną z największych siatek przerzutowych narkotyków do USA. I zarabiali na tym nieprzyzwoite sumy pieniędzy. Za ich sprawą heroina płynęła mocnym strumieniem przez Marsylię na brazylijską wyspę Ihla Bella, a stamtąd do Miami albo Nowego Jorku - opisywał Henrik Kruger w "The Great Heroin Coup - Drugs, Intelligence, & International Fascism".

O tym też dokładniej opowiada nadchodzący serial "Rio Connection", który obecnie znajduje się w fazie produkcji. Scenariusz napisał Mauro Lima, który został także reżyserem całości. Skupił się na takich postaciach jak Tommaso Buscetta, Fernand Legros i Lucien Sarti - oficjalnie francuski handlarz sztuką. Akcja została osadzona na początku lat 70. i koncentruje się na momencie, kiedy amerykańskie i włoskie organy ścigania były bardzo blisko schwytania trzech najważniejszych osób w strukturze narkosiatki, która z Rio de Janeiro uczyniła swoje centrum przerzutowe. To było trzech europejskich gangsterów, którzy uciekli "ze starego świata" i doszli do wniosku, że mogą sprawić, że dobrze znana im mafia będzie działać w Ameryce Łacińskiej. 

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Stara mafia w nowym świecie

Lucien Sarti w Ameryce Łacińskiej przedstawiał się jako specjalista od sztuki. Jednak za młodu nie spędzał całego wolnego czasu w galeriach i muzeach, a raczej na podróżowaniu w niecodziennym towarzystwie. W 1948 roku założył razem z korsykańskimi gangsterami  Augustem Ricordem (znanym z krwawej kolaboracji z nazistami podczas II wojny światowej) i Francois Chiappem (kojarzonym z grupą terrorystyczną, która próbowała m.in. przeprowadzić zamach na Charlesa de Gaulle w 1962 roku) grupę Piedra Fuerte. Ta zajmowała się przemytem narkotyków w tak zwanym Złotym Trójkącie - czyli jednym z głównych obszarów produkcji opium w Azji, na który składały się Mjanma, Tajlandia, Laos i Wietnam.

Ogólnodostępne źródła nie podają zbyt wielu szczegółów ich działalności, jednak te szczątkowe informacje, do których można dotrzeć, budują niepokojący obraz. Wiemy, że Sartri, Ricord i Chiapp razem zostali też aresztowani w 1968 roku w sprawie napadu na Central Bank of Argentina. Co ciekawe, szybko zostali zwolnieni przez lokalną policję z powodu braku dowodów. 

Cztery lata później Sarti i jego dziewczyna Helena Ferreira zostali aresztowani pod zarzutem szmuglowania fałszywych pieniędzy. Sarti miał zresztą wtedy próbować przekupić jednego z detektywów z Rio de Janerio, żeby ich wypuścił. Policjanta ta łapówka kosztowała posadę, a rzekomy handlarz sztuką wyszedł na wolność. Z Rio jednak uciekł do Meksyku, żeby zejść z policyjnego radaru.

Szczęście po latach mafijnego życia przestało mu dopisywać. Krytyczny był 1972 rok. Wtedy okazało się, że policja wcale nie jest tak nieudolna, jak mogło się wydawać. Sartiego poszukiwali Amerykanie, Francuzi, Włosi, rządy Boliwii i Gwatemali - Interpol rozesłał jego rysopis, gdzie się dało. Nie pomogła sprytna sztuczka i przeprowadzka do Meksyku - dopadli go, kiedy się tego najmniej spodziewał. Nie przeżył tego spotkania z policją - zastrzelili go, kiedy wychodził ze swoją partnerką z meksykańskiego kina. 

Wiele swoich sekretów zabrał do grobu, ale nie brakuje ludzi, którzy drążyli w jego życiorysie. W 1988 roku ukazała się książka Steve’a J. Rivele'a, w której autor twierdzi, iż Sartri był zamieszany w zabójstwo prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego. Sartri, Roger Bocagnani i Sauveur Pironti mieli zostać wynajęci przez mafię, która chciała w ten sposób ochronić swoją narkotykową siatkę - to Sarti miał oddać śmiertelny strzał. Niemniej te doniesienia zostały poddane w wątpliwość, bo alternatywne źródła donoszą, że Sarti w tym czasie odbywał karę w marsylskim więzieniu Baumettes Prison. Ciągle nie wiadomo, kto naprawdę zastrzelił prezydenta, ale nawet takie insynuacje tworzą portret człowieka, z którym nikt nie chce zadzierać. I wcale nie jest trudno uwierzyć, że to on maczał palce w utworzeniu niemal przemysłowej siatki przerzutowej narkotyków do USA. 

Więcej o: