"Patrząc na te wszystkie zdjęcia, nadal trudno mi zrozumieć ludzi, którzy go wspierają" - podkreśla Kritczko, który zapowiada podobne prace poruszające tematykę białoruską.
"Na ten portret składa się około 1500 zdjęć, które widziałem w ciągu 57 dni wojny w Ukrainie. Wiele z nich to stopklatki z wiadomości, użyłem też kilku moich zdjęć ze spotkań z ludźmi stamtąd" - napisał pod symbolicznym portretem Władimira Putina białoruski fotograf Pasza Kritczko.
Artysta nie ukrywa, że jest przeciwny rosyjskiej agresji na Ukrainę i nie boi się nazywać rzeczy po imieniu. "Białoruscy przyjaciele trwa właśnie wojna, w której uczestniczymy. Ukraina - gdzie mieszkają nasi przyjaciele i krewni, albo ludzie po prostu bliscy duchem - jest bombardowana z naszego terytorium. Tymczasem my zgadzamy się na przyjmowanie rosyjskich żołnierzy i sprzętu wojskowego na naszym terytorium. Daliśmy dostęp do naszej ziemi, by zapewnić najkrótszą drogę do zdobycia Kijowa i masakry Ukraińców. Jesteśmy cichymi wspólnikami tej całej katastrofy, ale wciąż mamy moc, by wszystko zatrzymać. Musimy zrozumieć, że nie można po prostu siedzieć i milczeć. Im dłużej jesteśmy bezczynni, im więcej ludzi umiera, tym więcej ludzi niszczy sobie życie i traci domy. Białorusinów spycha na dno świata rosyjska agresja: zarówno gospodarcza, jak i moralna" - pisał na swoim Instagramie niedługo po wybuchu wojny.
Kritczko jest zawodowym fotografem, który w swojej pracy łączy zasady klasycznej fotografii z mocnym naciskiem na fotoreportaż, szczerość, realizm i ponadczasowość przesłania. Komercyjnie oferuje swoje usługi jako fotograf ślubny, ale jego pasją jest fotografia dokumentalna.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Do Kijowa powoli powracają mieszkańcy, którzy opuścili miasto w trakcie próby zdobycia go przez Rosjan. Do domu wróciła m.in. Swietlana Gomeniuk, wykładowczyni ukraińskiej Narodowej Akademii Muzycznej. Wraz z synem podczas walk ukrywała się w domku letniskowym pod Kijowem, niedaleko Irpienia.
Gdy wyjeżdżali z miasta, nie wiedzieli, że trafią w sam środek bitwy. Jak Gomeniuk powiedziała Polskiemu Radiu, najgorszy był strach i niepewność tego, co stanie się za chwilę. "Spędziliśmy tam dwa tygodnie. Pozbawieni elektryczności, ciepła, nie było niczego. Wiedzieliśmy, że w wiosce obok są Czeczeni, słyszeliśmy wybuchy. Siedzieliśmy cicho i udawaliśmy, że nie ma nikogo" - powiedziała Swietlana Gomeniuk.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Gdy zdecydowali się z innymi wracać do Kijowa, musieli minąć rosyjskie posterunki. "Nie wszyscy dotarli do swoich celów. Zostali rozstrzelani" - dodała. Bitwa o Kijów trwała od 25 lutego do 1 kwietnia. Rosjanie dokonali wielu zbrodni wojennych w podkijowskich miastach, do tej pory potwierdzono śmierć ponad 1000 cywilów.
W najnowszym wystąpieniu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podkreślił, że Rosjanie mają bardzo prymitywny cel - aby zamordować jak największą liczbę osób i zniszczyć wszystko w zasięgu swojego wzroku. Ukraiński przywódca wyraził wdzięczność wobec wszystkich osób zaangażowanych w obronę Ukrainy. Dodał, że ich dzielna postawa udowadnia, że szanse Rosji w tej wojnie mogą być mniejsze od ukraińskich. Powiedział również, że władze nieustannie pracują nad zapewnieniem wojsku niezbędnego wyposażenia.
Prezydent Ukrainy podziękował też wszystkim partnerom, którzy w tej wojnie wspierają jego kraj. "Nareszcie zrozumieli nas i dostarczają nam to, o co prosiliśmy. Dobrze wiemy, że z tą bronią możemy uratować życie tysięcy ludzi i pokazać okupantom, że zbliża się dzień, w którym będą musieli opuścić Ukrainę" - powiedział w wieczornym wystąpieniu Wołodymyr Zełenski.
Premier Mateusz Morawiecki przekazał 23 kwietnia, że do tej pory Polska udzieliła Ukrainie pomocy wojskowej o wartości około siedmiu miliardów złotych. Zaznaczył, że są to dane według wartości odtworzeniowej. Premier podkreśla, że Polska kieruje pomoc wojskową do Ukraińców po to, by "oni mogli bronić się za nas". Polska przekazała Ukrainie m.in. amunicję oraz przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun.