Weszła w szlafroku do sklepu i poprosiła o kilka butelek szampana. Dla zdziwionych miała odpowiedź

Kochamy kino za to, jakie emocje daje nam oglądanie filmów. Jednak gdyby nie osobowości, które rozsadzały ekran, to nie byłoby to samo. Przypominamy kilka nazwisk i anegdoty, które na równi z produkcjami, w których się pojawiły, tworzyły ich legendę.

Wybór oczywiście jest subiektywny, bo od kiedy istniało kino, istniały gwiazdy - a "gwiazdozbiory" szybko się rozrastały. Anegdot też można by było znaleźć dziesiątki, jeśli nie setki... Wybrałam sześć.

Krzysztof Kiersznowski Jąkał się, bliżej mu było do więzienia niż kariery. Ale matka powtarzała: Będzie aktorem

Adolf Dymsza i wspólna garderoba

Jednym z najbardziej popularnych aktorów przedwojennych (i później także powojennych), "królem polskiej komedii", był Adolf Dymsza. Jego kariera rozwijała się także w teatrze, i jak w autobiografii "Ja, Fronczewski" opowiadał Piotr Fronczewski (sam wielki aktor i bohater wielu wspaniałych anegdot), miał ogromne poczucie humoru. Otóż, Dymsza przez pewien czas dzielił garderobę w Syrenie z Tadeuszem Olszą, z którym nie bardzo mogli się dogadać. Aktorzy mieli np. zupełnie inne podejście do punktualności. Dymsza, który dojeżdżał spod Warszawy i bał się spóźnienia, zawsze stawiał się w pracy sporo przed czasem, a Olsza wpadał do garderoby w ostatniej chwili. Pewnego dnia Dymsza przyjechał do teatru rano i... przemalował jasne ściany garderoby na "ognisty burgund", a także poprzestawiał meble. Fronczewski opowiada:

No i jak Olsza swoim zwyczajem wpadł w ostatniej chwili do garderoby, rozejrzał się zdziwiony po wnętrzu, bąknął: 'Oj, przepraszam, pomyliłem się', odwrócił się na pięcie i wyszedł. To był cały Dymsza. Potrafił poświęcić wiele godzin przygotowań dla jednego udanego żartu.

Zbigniew Cybulski i poświęcenie dla roli

Lata powojenne to m.in. legenda Zbigniewa Cybulskiego. To po jego roli w "Popiele i diamencie" wśród młodzieży nastał szał na dżinsy, wojskowe kurtki i przyciemnione szkła w okularach. Pisali o nim "polski James Dean", choć podobno w którymś wywiadzie powiedział, że wolałby być nazywany "polskim Zbigniewem Cybulskim". Genialny aktor, przez wielu wspominany jako niezwykle zaangażowany w pracę. Dorota Karaś, która napisała biografię aktora zatytułowaną "Podwójne salto", opowiadała w jednej z rozmów o planie "Trzech startów", gdzie grał kolarza, że gdy trzeba było skakać do zimnej wody w Bałtyku, skakał.

Kilkakrotnie powtarzał scenę kraksy rowerowej. Uparł się, że nie chce dublera. Przy ostatnim dublu poszedł na całego, rower się roztrzaskał, on sam wylądował na asfalcie, miał rozdarty do kości łokieć, gdy ekipa podbiegła, zapytał: 'Dobrze było?'. Właśnie taki był, potrafił się poświęcić dla roli.

Później niestety jednym z elementów tworzących jego legendę była przedwczesna, tragiczna śmierć.

Zobacz wideo To nie są ludzie, a rzeczy! Słynni polscy "półkownicy" [Popkultura Extra]

Kalina Jędrusik i zakupy w szlafroku

Cybulski miał dużo wspólnego - zawodowo i prywatnie - z Bogumiłem Kobielą, który w 1960 roku zagrał swoją najbardziej charakterystyczną rolę - Piszczyka w "Zezowatym szczęściu". Aktor podobno uwielbiał surrealistyczne żarty. Jednego dnia wrobił Cybulskiego w wywiad, którym podpadł władzy, innego wspólnie nastraszyli kolegów w domu aktora... Na deskach teatru w Gdańsku debiutował m.in. z Kaliną Jędrusik, która popularność zdobyła potem m.in. dzięki występom w Kabarecie Starszych Panów i filmom takim jak "Lekarstwo na miłość", ale w nie mniejszym stopniu sławę przyniosły jej anegdoty dotyczące życia prywatnego. Z mężem Stanisławem Dygatem miała małżeństwo otwarte, uwodziła na ekranie i poza nim, i choć diwa, klęła jak szewc. Chyba najsłynniejsza anegdota z nią w roli głównej dotyczy spotkania ze strażakiem, ale jest też choćby taka: 

Kalina Jędrusik weszła w rozchełstanym szlafroku i w szpilkach do sklepu spożywczego. Od razu przechodząc na początek kolejki, poprosiła o kilka butelek szampana. Stojący za nią zaczęli to półgębkiem komentować, na co usłyszeli od aktorki: "No, przecież w czymś się wykąpać muszę".

'Ania z Zielonego Wzgórza' Pamiętacie Dianę Barry z "Ani z Zielonego Wzgórza"? Bardzo się zmieniła

Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz - kopalnia anegdot

Bez wątpienia jednym z aktorów, o których powstało najwięcej anegdot w historii polskiego kina, jest Jan Himilsbach, tworzący duet aktorsko-barowy ze Zdzisławem Maklakiewiczem. Kamieniarz, naturszczyk, aktor m.in. kultowego "Rejsu". W jego przypadku też ciężko wybrać najbardziej znaną historię. Wiele z nich można przeczytać w książce "Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się... kawy".

Jan Himilsbach Himilsbach stwierdził: "Nie ma, k*a, dziadu, gorszej rzeczy niż pidżama". Wyjaśnił

Podobnie jest z Maklakiewiczem. Weźmy na przykład taką z któregoś planu filmowego. Maklakiewicz zjawił się na miejscu "wczorajszy" i niespecjalnie mu szło na próbie. Reżyser zaczął się na niego wydzierać: "No, panie Maklakiewicz, pan znowu ma kaca, nie umie pan tekstu, jest pan nieprzygotowany!". A aktor na to z refleksem i na spokojnie: "No, panie reżyserze, na takich uwagach to ja roli nie zbuduję".

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Krystyna Janda, czyli "pani profesor", i Marek Kondrat, czyli uczeń dorównujący mistrzowi

Lata 80. to choćby "Miś", "Vabank" czy "Człowiek z żelaza", a w nich Stanisław Tym, Jacek Chmielnik, Krystyna Janda. Ta ostatnia w 1989 roku miała już bardzo ugruntowaną pozycję (otrzymała wtedy m.in. Złoty Krzyż Zasługi), a w "Stanie posiadania" Zanussiego grała kochankę bohatera Artura Żmijewskiego - swojego studenta. Podobno Żmijewski po każdym pocałunku podczas kręcenia sceny intymnej pytał Jandę: "Tak dobrze, pani profesor?" i w końcu aktorka nie wytrzymała. - Do jasnej cholery! - krzyknęła - Mógłbyś przynajmniej w łóżku zrezygnować z tej "pani profesor"!

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

I kolejne dekady mają swoje legendy, np. Marka Kondrata, który i w kinie (np. "Psy", "Dzień świra") i w telewizji ("Ekstradycja") pokazywał swój aktorski talent. Zaczynał jako dziecięcy aktor, a po przerwie, świeżo po szkole, dostał rolę w "Zaklętych rewirach" Janusza Majewskiego u boku sławy, którą Roman Wilhelmi. Reżyser w książce "Drugie życie Marka Kondrata" wspomina: "Miał coś takiego, że budził ogromną sympatię i ściągał na siebie uwagę. Kiedy robiłem pierwsze zdjęcia w Pradze i przyszedł urobek poprzednich dni, usiedliśmy wszyscy i oglądamy. Romek Wilhelmi potem bierze mnie na bok. On do wszystkich zwracał się 'starenia'. I mówi do mnie: 'Starenia, słuchaj, k***a, Marek gra jak anioł, ja się muszę wziąć do roboty'".

Więcej o: