Spielberg miał robić "Ostry dyżur", ale usłyszał o "Parku Jurajskim". Szczęśliwe przypadki w świecie kina

Jako widzowie nie zdajemy sobie sprawy, jak naprawdę niewiele brakowało, by najsłynniejsze i najpopularniejsze przeboje kinowe wcale nie powstały albo żeby wyglądały zupełnie inaczej. Wyobrażacie sobie, że w filmie "Bodyguard" śpiewa ktoś inny niż Whitney Houston i że śpiewa coś innego niż "I Will Always Love You"? Albo, że Spielberg nie zrobiłby "Parku Jurajskiego"?

Steven Spielberg pierwszy raz o pomyśle na "Park Jurajski" usłyszał jeszcze pod koniec lat 80. Wtedy zapadła decyzja, że na podstawie książki Michaela Crichtona powstanie film fabularny pod tytułem... "Ostry dyżur". Spielberg miał być jego producentem, więc przystąpił do powierzonego mu zadania i zaczął nad projektem pracować z autorem. Bardzo szybko Crichton opowiedział mu o tym, nad jaką nową książką pracuje. Była to powieść o dinozaurach, co filmowca zaintrygowało. Szybko stwierdził, że to jest właśnie ten projekt, którym chce się zająć.

Zobacz wideo Bilety za 10 zł w kinach w całej Polsce. W multipleksach i kinach studyjnych prawdziwe Święto kina

"Park Jurajski"

Spielberg zrezygnował z filmu o pracownikach pogotowia ratunkowego, ale pomysłu nie porzucono. Ostatecznie powstał jakże przebojowy serial "Ostry dyżur", który zadebiutował w telewizji w 1994 roku - czyli rok po premierze "Parku Jurajskiego" - i okazał się gigantycznym przebojem. Spielberg zresztą pomagał go przygotowywać. Za jego radą wytwórnia Universal zapłaciła za prawa do ekranizacji "Parku Jurajskiego" dwa miliony dolarów, jeszcze zanim książka została wydana w 1990 roku. Producenci żywili słuszne skądinąd przekonanie, że "Park Jurajski" będzie bestsellerem. Crichton skończył powieść, kiedy Spielberg jeszcze kręcił "Kapitana Hooka".

"Shrek"

Kolejnym złotym dzieckiem pomysłowości Stevena Spielberga był "Shrek". Film wygrał pierwszego Oscara przyznanego filmowi animowanemu, a także jako pierwszy od czasów disneyowskiego "Piotrusia Pana" z lat 50. trafił do konkursu głównego na festiwalu filmowym w Cannes. Ta opowieść także jest luźną adaptacją książki - powieść o zielonym ogrze autorstwa Williama Steiga wydana została w 1991 roku. Spielberg szybko wykupił prawa do jej ekranizacji. Nie zrobił filmu jednak od razu, więc prawa wygasły. Ale sprawa nie była stracona, bo reżyser razem z Jeffreyem Katzenbergiem i Davidem Geffenem założył słynną już wytwórnię DreamWorks Pictures. Wtedy to Katzenberg ponownie zapłacił za prawa do książki, a produkcja filmu zaczęła się już w 1995 roku. Na "Shreka" przeznaczono ograniczony budżet w wysokości 20 mln dolarów.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

"Shreka" od początku realizowano w technice grafiki komputerowej, ale projekt zszedł na drugi plan, kiedy w 1996 roku wytwórnia zajęła się realizacją "Księcia Egiptu". To była pierwsza klasyczna animacja DreamWorks, która została wybrana na pierwszy duży film. A ten, nawiasem mówiąc, okazał się straszną klapą.

W latach 90. animacja komputerowa nie była szczególnie zaawnasowana - Pixar swoje "Toy Story" wypuścił dopiero w 1995 roku, a pracownicy DreamWorks byli mocno w tyle, jeśli chodzi o tę technikę. Katzenberg dał na "Shreka" niski budżet i zmniejszył liczbę postaci do 17. Producent do tego zatrudniał tylko świeżych absolwentów uczelni. I nie traktowano ich najlepiej - musieli pracować w paskudnym kompleksie budynków w Glendale. Dodajmy, że grafika komputerowa miała wtedy status podrzędnej sztuki, co dodatkowo sprawiało, że pozostali pracownicy wytwórni traktowali ich jak wyrzutków. Status "Shreka" był ponoć tak niski, że jeśli jakiś animator coś popsuł przy "Księciu Egiptu", odsyłano go za karę do pracy nad filmem o ogrze. Animatorka Nicole Laporte zdradziła:

Mówiliśmy o tym 'gułag'. Jeśli ktoś zawalił przy 'Księciu Egiptu', odsyłali go do lochu, żeby pracował nad 'Shrekiem'. (...) 'Shrek' wziął się z próżni. Ciągnął się przez lata bez wigoru. Wszystko, co mogło źle pójść, poszło źle. Nikt się nie spodziewał takiego sukcesu.

Animatorzy pracowali jak za karę, zmieniali się scenarzyści i reżyserzy. Do tego pojawił się duży problem z odtwórcą głównej roli. Shreka miał zagrać Chris Farley, którego sylwetka posłużyła za wzór pierwszego projektu postaci ogra. Gdy Katzenberg zobaczył, co z tego wyszło, doszedł do wniosku, że graficy dali plamę. Jego zdaniem Shrek wyglądał nierealistycznie i przypominał bardziej "Simpsonów" niż to, co pokazał Disney w "Toy Story". Produkcja została wstrzymana, a ekipa filmowa zwolniona. DreamWorks wydał miliony i nie miał nic do pokazania. Półtora roku później zmarł Farley - przedawkował kokainę i morfinę, miał też chorobę serca. Produkcja zawisła na włosku, szef wytwórni podjął jednak kilka dobrych decyzji.

Po jakimś czasie produkcję przeniesiono do studia w Północnej Karolinie. To tam główny bohater uzyskał bardziej realistyczny wygląd. Udało mu się też zebrać wyśmienitą obsadę. Mike Myers był wtedy popularny dzięki komediom o Austinie Powersie i zgodził się zagrać ogra. Dołączyli do niego Cameron Diaz (księżniczka Fiona) i Eddy Murphy (Osioł). Wszyscy zgodzili się na dość niskie wynagrodzenia - zapłacono im po 350 tys. dolarów.

Twórcy nie ukrywają, że Murphy wiele wniósł w dialogi, które dzięki niemu stały się tak zabawne. Mike Myers też ma swoje zasługi - nalegał, by nagrać jego dialogi od nowa, ale z innym akcentem. To kosztowało dodatkowe cztery mln dolarów, ale dzięki temu film trafił do kin w tej postaci, która zagwarantowała mu sukces.

"Bodyguard"

Niezaprzeczalnym atutem filmu "Bodyguard" jest jego ścieżka dźwiękowa, na której znajdują się piosenki w większości śpiewane przez nieżyjącą już Whitney Houston. "I Will Always Love You" to jeden z największych przebojów w jej repertuarze, podobnie stało się w przypadku "I Have Nothing". Album z muzyką z filmu sprzedał się w nakładzie 42 milionów egzemplarzy na całym świecie, a co więcej zdobył nagrodę Grammy dla płyty roku. W samym USA pokrył się 18-krotną platyną.

Materiały promocyjneMateriały promocyjne fot. 'The Bodyguard', reż. Mick Jackson, prod. Warner Bros, 1992

A jak się okazuje, gdyby nie Kevin Costner, nie byłoby ani hitów, ani Whitney Houston w roli głównej. Głównym motywem muzycznym miał być utwór "What Becomes of the Brokenhearted". Jednak niedługo przed tym, jak zaczęły się zdjęcia do "Bodyguarda", piosenka ta została wykorzystana w "Smażonych zielonych pomidorach". Kevin Costner, który był producentem i niemal główną siłą napędową projektu, uznał, że jego filmowi należy się własny przebój, i zaczął szukać innej ballady. Tak też trafił "I Will Always Love You" z repertuaru Dolly Parton. Przeforsował i piosenkę, i Whitney Houston - pierwotnie nalegano, by rolę Rachel zagrała Joan Jett lub Madonna.

"Dirty Dancing"

Eleanor Bergstein, autorka scenariusza "Dirty Dancing", bardzo o projekt walczyła i dużo w opowieść wplotła ze swojego życia. Ona również była nazywana przez rodzinę i znajomych "Baby", i prawdą jest, że w latach 60. pojechała z rodziną do ośrodka Mountain Lake Lodge - to właśnie tam ponad 20 lat później nakręcono "Dirty Dancing". Tam poznała Michaela Tarrace'a - instruktor tańca, z którym wymykała się na nocne potańcówki.

Już jako dorosła osoba Bergstein napisała scenariusz do filmu "Teraz moja kolej". Ten do kin trafił w 1980 roku, a główne role zagrali w nim Jill Clayburgh i Michael Douglas. Scenarzystkę zabolało jednak, że twórcy zdecydowali się na usunięcie sceny erotycznego tańca, na której bardzo jej zależało.

Scena finałowa z Dirty DancingScena finałowa z Dirty Dancing kadr z filmu

Tak też poirytowana tą cenzurą napisała cały scenariusz oparty właśnie na takim motywie, z własną historią w tle. Amerykańskie wytwórnie filmowe nie widziały w tym potencjału i w zasadzie tylko Veston Pictures zdecydowała się zainwestować w projekt. Wcześniej studio znane było głównie z tworzenia kiczowatych filmów kategorii B. Na najnowszą produkcję byli w stanie przeznaczyć zaledwie pięć milionów dolarów, czyli mniej niż połowę tego, co stanowiło zwyczajowy budżet (12 mln). Do wyreżyserowania filmu zaangażowano Emile Ardolino, głównie ze względu na nagrodzony Oscarem taneczny dokument "He Makes Me Feel Like Dancin'" z 1983 roku.

Produkcja nie należała do łatwych, choćby z powodu warunków atmosferycznych. Bywało tak gorąco, że ludzie mdleli na planie, a Patrick Swayze doznał poważnego urazu kolana w trakcie zdjęć. Co więcej, kilka kultowych już scen filmu nie było w ogóle uwzględnionych w scenariuszu, jak ta, kiedy Baby i Johnny wygłupiają się na podłodze sali ćwiczeniowej. Została uwieczniona tylko dzięki temu, że przez przypadek ktoś nie wyłączył kamery. Reżyser zdecydował się dodać ją do całości materiału. Podobnie było w momencie, kiedy para ćwiczyła swój układ - Baby stała z uniesioną ręką, a Johnny zjeżdżał powoli dłonią wzdłuż jej boku. Aktorce ciężko było zachować powagę ze względu na łaskotki. Przez kolejne duble, kiedy ona się śmiała, Swayze coraz bardziej się denerwował.

Jakby tego było mało, producent filmowy Aaron Russo, po obejrzeniu filmu jeszcze przed premierą, zasugerował twórcom spalenie wszystkich negatywów i odebranie ubezpieczenia. Ekipa była załamana, dlatego zdecydowano się na dystrybucję kinową trwającą jedynie tydzień. Oprócz tego amerykańscy recenzenci nie wypowiadali się pochlebnie o "Dirty Dancing".

Ku zaskoczeniu wszystkich, widzowie szturmem uderzali do kin. "Dirty Dancing" w 10 dni przyniósł 10 mln zysku. Ostatecznie film zarobił na siebie tylko w USA 63 mln, a na rynku globalnym zdobył kolejnych 170 mln dolarów. Łączne zyski pomnożyły budżet ponad 40 razy.

Więcej o: