Książkowy "Wiedźmin" był niespotykanym od dawna w Polsce na taką skalę ewenementem i to z przypadku. Faktem jest, że Andrzej Sapkowski pierwszą nowelę o Geralcie napisał, żeby zrobić swojemu synowi Krzysztofowi przyjemność i nawet nie planował, że zostanie pisarzem. Wcześniej zajmował się raczej tłumaczeniami i pracował w handlu zagranicznym. O konkursie literackim magazynu "Fantastyka" dowiedział się właśnie od syna. Co miał napisać, napisał, wysłał. Opowiadanie "Wiedźmin" ukazało się w grudniu 1986 roku i zajęło ostatecznie trzecie miejsce (w nagrodę pisarz dostał 10 tys. zł). Ale czytelnicy właśnie ten tekst wybrali w plebiscycie na najlepsze opowiadanie roku i z jednego opowiadania napisanego na konkurs, nieco niepostrzeżenie dla samego autora, zrobiły się najpierw dwa tomy ze zbiorami opowiadań poświęconych wiedźminowi Geraltowi, a potem cała wiedźmińska saga na pięć tomów.
Warto zaznaczyć, że jeszcze w latach 90. powstała seria komiksów inspirowanych twórczością Sapkowskiego, a same książki w ciągu następnych lat zostały przetłumaczone na blisko 20 języków (m.in. angielski, niemiecki, hiszpański, francuski, czeski, włoski, szwedzki, chiński czy serbski). Sam pisarz został laureatem rozlicznych nagród literackich, zarówno polskich, jak i zagranicznych.
Książki Sapkowskiego uznanie zyskały m.in. dzięki wdzięcznemu wykorzystaniu różnych motywów i gatunków literackich, które pisarz przerabiał na własną modłę. Czytelników na całym świecie, nie tylko w Polsce, pociąga typowy dla pisarza sarkastyczny humor, podlany sosem ironicznych komentarzy. Doceniają także to, jak umiejętnie porusza współczesne problemy z bezpiecznej odległości świata literatury fantasty, które jednakże zostały dobrze zakorzenione w rzeczywistości. Oczywiście nie można pominąć też tego, jak udaną i wdzięczną postacią jest sam Geralt - outsider nawet w świecie wiedźminów, eksterminator zajmujący się zabijaniem potworów, który odmawia przyjmowania zleceń na smoki (bo je lubi). Ludzie się go boją i często traktują jak wroga, a jednocześnie ma on do nich pewną słabość i często wykazuje się tzw. miękkim sercem. Tego Geralta pokochali najpierw czytelnicy, a później sami gracze.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Słusznym pomysłem wydawało się więc zekranizowanie opowieści o Geralcie. Pierwsze zakusy pojawiły się ponoć jeszcze pod koniec lat 80., ale tam sprawy nie zaszły dalej niż szkic scenariusza na podstawie opowiadania "Wiedźmin". Tak też polska adaptacja w reżyserii Marka Brodzkiego pojawiała się najpierw w kinach (2001 roku), a potem w 2002 roku w telewizji jako trzynastoodcinkowy serial telewizyjny. Pod wieloma względami realizacja ta jest dyskusyjna, chociażby dlatego, że scenariusz drastycznie odbiega od udanego i lubianego pierwowzoru.
Wielu widzów pomimo znajomości twórczości Sapkowskiego łatwo mogło się pogubić w dziwnie poplątanej fabule, którą według swojego widzimisię przerobił Michał Szczerbic. Wielbiciele "Wiedźmina" także zastanawiali się, dlaczegóż to u progu XXI wieku filmowcy zdecydowali się wykorzystywać przede wszystkim gumowe potwory rodem z lat 80., a efekty specjalne traktowane są tak po macoszemu. Sławetny złoty smok może i niemal od razu przeszedł do historii polskiej kinematografii jako jeden z najbardziej absurdalnych produktów, ale cała reszta już taka "kasztaniasta" nie była.
Pisarz Krzysztof Piskorski w rozmowie ze Stopklatką opowiadał po latach, że przy premierze gry "Wiedźmin 3: Dziki gon" trafił na Reddicie na wątki związane z polską ekranizacją książek. "Zachodni fani, którzy nie mieli pojęcia, że powstał serial, dowiadywali się o nim i byli zaciekawieni. Polacy od razu zasypywali ich komentarzami, żeby tego nie oglądali, bo to najgorszy śmieć. Niektórzy zachodni fani mimo tego sięgali po serial. I ze zdumieniem stwierdzali, że jednak nie jest taki zły. Tragicznych efektów specjalnych się spodziewali, bo w końcu to polska produkcja. Ale chwalili klimat, muzykę, aktorów. Odbiór był cieplejszy, niż u nas" - wspominał.
Polski film nie rozsławił "Wiedźmina" na świecie, ale skutecznie zrobiła to seria gier od studia CD Projekt RED. Już pierwsze dwie części były dużym komercyjnym i branżowym sukcesem - w 2015 roku ich łączny wynik sprzedaży wynosił osiem mln egzemplarzy. Ale to, co się wydarzyło przy "Dzikim gonie" przebiło nawet bardzo śmiałe szacunki. Nie bez powodu wszak przyznano jej na uznawanej za branżowy ekwiwalent Oscarów gali Game Awards 2014 tytuł "Najbardziej wyczekiwanej gry roku". Jeszcze na tydzień przed oficjalną premierę gry zamówiono dobrze ponad milion wydań. Dodajmy, że "Dziki gon" skosił też 281 nagród dla gry roku i długo nikt nie był w stanie przebić tego tytułu pod tym względem.
Siedem lat od premiery licznik pokazuje, że gracze kupili już 65 mln egzemplarzy "Dzikiego gonu" - co jest liczbą niemałą. A warto zauważyć, że ciągle rosnącą. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że ta liczba wzrośnie po premierze darmowej aktualizacji tytułu, która ukaże się 14 grudnia 2022 roku.
Scenarzyści z CD Projekt RED nie tyle, co odwzorowali świat opisany przez Andrzeja Sapkowskiego, a wręcz go twórczo rozwinęli. W tym celu korzystano z motywów z szeroko pojętej kultury słowiańskiej, a także sięgnięto do motywów celtyckich, skandynawskich czy germańskich. Tak też odprawiający dziady guślarz mówi "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?". Finał rytuału jednak odbiega od tego, co opisał Mickiewicz.
Adam Badowski, szef studia CD Projekt RED, w 2015 roku w wywiadzie z "Polityką" opisywał, że inspiracji do tego szukali w polskiej literaturze i sztuce, a zwłaszcza w malarstwie. Graficy często dosłownie wręcz cytowali znane obrazy:
Widzimy wijącą się drogę biegnącą za horyzont, charakterystyczną płaczącą wierzbę, i jakoś nas to porusza, choć nie zdajemy sobie sprawy dlaczego. Te obrazy są już przecież w nas, ich widok pobudza emocje, nawet gdy na poziomie świadomości nie potrafimy powiązać danej sceny w grze z powszechnie rozpoznawanym płótnem.
A to ledwie wierzchołek góry lodowej, bo różnych odwołań do szeroko pojętej popkultury i polskich tekstów kultury jest bez liku. Jeden z pobocznych wątków nawiązuje np. do powieści Jerzego Pilcha "Spis cudzołożnic". Może się też zdarzyć, że Geralt będzie musiał poradzić sobie ze zgrają niepokornych żaków z wydziału filozofii, którzy bardzo do serca wzięli sobie nauki swojego mistrza Fryderyka. Uważają, że bogowie nie żyją i nastał czas nadczłowieka, przez to też niszczą przydrożne kapliczki. Tutaj nasz wiedźmin najpierw ich grzecznie ostrzega, że sprawa trafi do pani z dziekanatu: a to, jak wie każdy polski student, instytucja przerażająca i niemal ostateczna.
W "Dzikim gonie" pojawiło się też zadanie, w którym Geralt wypija nietypowy jak na siebie eliksir. W efekcie okazuje się, że może rozmawiać ze swoją ukochaną klaczą Płotką. Polscy gracze usłyszą wtedy też głos niezastąpionego Wojciecha Manna, który wcześniej np. dubbingował w "Shreku" jedną z brzydkich sióstr Kopciuszka. Już to jest ciekawym odwołaniem, ale scenarzyści pozwolili sobie i na inne żarty. Klacz mówi Geraltowi np. że musi być "zawsze tam, gdzie ty", co jest zgrabnym nawiązaniem do popularnego utworu zespołu Lady Pank.
Ciekawych smaczków warto też szukać np. na wiejskich tablicach ogłoszeń (te są też źródłem informacji o potencjalnych zleceniach dla wiedźmina). Tak też dowiedzieć się można, że swoje usługi oferuje zespół weselny Janka Muzykanta, który ma w repertuarze takie przyśpiewki jak "Szła elfeczka do laseczka" czy "Biały miś". Możecie się też natknąć na uwagi o chłopstwie, którymi z zacięciem dzieli się niejaki Vlad Reymont. Może się też zdarzyć, że na swojej drodze spotkacie trolla, który śpiewa jakąś pieśń powstańczą albo "Przyjedź mamo na przysięgę". Nie zapominajmy też o mocno wzorowanym na Polsce królestwie Redanii. To ma w swoim herbie orzełka, który wygląda w istocie bardzo piastowsko.
Twórcy sięgają też po tytuły międzynarodowe i tak np. z w jednym z zadań spotykamy emerytowanego chwilowo płatnerza, który aktualnie para się wyrabianiem pierogów. Na imię ma Hattori i Geralt chce, żeby zrobił mu nowy miecz. To fajne nawiązanie do "Kill Billa", w którym główna bohaterka ma samurajski miecz, którzy wykuł Hattori Hanzo (także emerytowany i trudniący się pracą w gastronomii, kiedy spotyka go grana przez Umę Thurman postać). W jednym z zadań znajdziecie też np. zwłoki Tyriona Lannistera z "Gry o tron", spotkać też możecie postaci noszące imiona po głównych bohaterach "50 twarzy Graya".
Trudno się też nie uśmiechnąć, kiedy padają takie kwestie: "aż miło było popatrzeć, jak robi mu z mordy jesień nowożytności", "życie jest jak jajko, trzeba je znieść", "taki z ciebie kucharz jak z koziej rzyci klarnet" czy "też jestem piękny o tej porze roku".
Już przy pierwszym wydaniu pojawiło się łącznie 150 minut przerywników filmowych, co zgrabnie złożyłoby się na osobny film fabularny. A przecież na samym graniu można spokojnie spędzić minimum 100 godzin. Ale tu mowa tylko o "głównym wątku", mamy przecież do tego do dyspozycji rozliczne wątki poboczne i mini-gry w grze. Już wystarczy zauważyć, że gra karciana gwint, w którą grali bohaterowie "Dzikiego gonu", cieszyła się taką popularnością, że stworzono jej osobne i jak najbardziej namacalne wydanie.
Przytoczmy też garść statystyk. Pierwszego "Wiedźmina" tworzył zespół składający się z 50 osób. Przy drugiej części to grono się podwoiło, a "Dziki gon" tworzyło już 230 ludzi. Podobnie rósł także budżet na produkcję: na pierwszą część przeznaczono 2,5 mln dolarów, na drugą już 11, a na trzecią część cyklu wyłożono 35 mln dolarów.
Już w 2015 roku tytuł był napakowany atrakcjami na dużo większą skalę niż dwie pierwsze części. To był pierwszy tytuł studia z otwartym światem, a odważna decyzja popłaciła. W pierwsze dwa tygodnie od premiery sprzedały się cztery miliony kopii gry. Gracze i krytycy byli zachwyceni tym, jak całość jest niebywale dopracowana choćby pod względem wizualnym i jak ten świat jest złożony. Ale główną siłą tytułu jest przede wszystkim wciągająca fabuła i dobrze rozpisane postaci. Tutaj każdy wybór gracza wpływa na to, jak dalej potoczy się rozgrywka: alternatywnych zakończeń jest grubo ponad 30.
Teraz "Wiedźmin 3: Dziki Gon" dostępny będzie także w wersji na sprzęt nowej generacji (a konkretnie na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X|S oraz komputery PC nowej generacji) - darmowa aktualizacja będzie, jak już wspominaliśmy, dostępna od 14 grudnia. Z tej okazji twórcy przygotowali sporo usprawnień wizualnych i technicznych, nową zawartość np. inspirowaną netfliksowym serialem o Geralcie (nowy wygląd Jaskra i nilfgaardzkich żołnierzy, czy też nowe zadanie), a do tego dodatkową kamerę z nowym widokiem na kontynent i sporo innych atrakcji.
Pojawiła się też dodatkowa kamera, która przybliży użytkownika do akcji. Dostępny jest też alternatywny tryb szybkiego rzucania Znaków, opcja dynamicznego ukrywania minimapy czy jej filtrowanie. Twórcy wprowadzili także nowe modyfikacje - zarówno swoje własne, jak i te stworzone przez społeczność graczy. Dorzucili do tego poprawki w zadaniach i funkcję cross-progresji, pozwalającą przenosić ostatnie zapisane stany gry między platformami.