Stranger Things. Eddie stał się ulubieńcem widzów. Jego postać jest inspirowana prawdziwą historią

Miłośnicy serialu "Stranger Things" niemal od razu pokochali postać Eddiego Munsona. Okazuje się, że scenarzyści hitu Netfliksa tworząc tego bohatera, wzorowali się na prawdziwej historii. Ta sprawa wstrząsnęła amerykańską i brytyjską opinią publiczną na przełomie lat 80. i 90.

Eddie Munson pojawił się na ekranie dopiero w czwartym sezonie "Stranger Things". W postać z serialu Netfliksa wcielił się brytyjski aktor Joseph Quinn. Nastolatek, mistrz gry Dungeons & Dragons, nie dogaduje się najlepiej ze społecznością Hawkins i szybko wpada w tarapaty.

Zobacz wideo "Stranger Things 4" - nowy zwiastun! Jedenastka bez mocy i nowy Demogorgon

Eddiemu udaje się zaprzyjaźnić z cheerleaderką Chrissy Cunningham. Radość chłopaka nie trwa jednak długo - dziewczyna zostaje porwana i zamordowana. Podejrzenia spadają na Eddiego, który jest poszukiwany listem gończym. Ze względu na swój styl i zainteresowania, chłopaka podejrzewa się o uczestnictwo w satanistycznym kulcie.

Twórcy serialu przyznali, że inspiracją dla tego wątku była dla nich prawdziwa historia z lat 80 i 90., która wstrząsnęła Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Sprawa była znana jako "West Memphis Three" i wciąż nie została wyjaśniona. Można ją było prześledzić, oglądając trylogię dokumentalną "Raj utracony".

Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

"Stranger Things". Wątek Eddiego inspirowany historią "West Memphis Three"

Sprawa "West Memphis Three" dotyczyła trojga ośmioletnich chłopców. Steven Branch, Michael Moore i Christopher Byers zaginęli 5 maja 1993 roku w West Memphis w stanie Arkansas. Po długich poszukiwaniach ciała dzieci znaleziono w pobliskim lesie. Wszyscy byli rozebrani do naga i związani własnymi sznurówkami.

Tragedia, która spotkała chłopców i szczególne okrucieństwo, jakie charakteryzowało tę zbrodnię, sprawiło, że opinia publiczna domagała się szybkiego znalezienia winowajców.

Podejrzenia śledczych padły na Damiena Echolsa. Osiemnastolatek lubił gotyckie ubrania i słuchał mrocznej muzyki. To wystarczyło, żeby stał się podejrzanym. Nie pomogły też długie włosy i zainteresowania magią.

Chłopak w przeszłości był aresztowany za drobne kradzieże i włamania, zmagał się także z problemami ze zdrowiem psychicznym. Damien przyjaźnił się z Charlesm Jasonem Baldwinem, który zdawał się być jego przeciwieństwem. 17-latek w szkole odnosił sukcesy, interesował się sztuką i miał dobrą opinię. Obaj zostali aresztowani po zeznaniach dalszego, 16-letniego kolegi, Jessiego Missekelley'go. Śledczy przesłuchiwali go 12 godzin bez żadnego nadzoru. W końcu stwierdził, że był z chłopcami, kiedy popełniali przestępstwo, ale sam w tym nie uczestniczył. Chłopak miał problemy w nauce, charakteryzowała go niewielka inteligencja.

"West Memphis Three". Jak potoczyła się ta sprawa?

Mimo braku DNA oskarżonych na miejscu zbrodni, ciągłego zmieniania alibi przez Jessiego i braku związków nastolatków z zabitymi chłopcami, młodzi ludzie stanęli przed sądem. W mediach zabójstwo było przedstawiane jako rytualny satanistyczny mord. Choć brakowało dowodów, Jessie i Jason zostali skazani na dożywocia, a Damien, który miał być "prowodyrem" morderstwa - na karę śmierci.

Po wyroku sprawa jednak nie ucichła - zajmowali się nią dokumentaliści, a muzycy rockowi wspierali skazanych i domagali się wznowienia procesu, twierdząc, że oskarżona trójka została skazana niesprawiedliwie.

Trójkę z zachodniego Memphis wspierali m.in. Eddie Vedder z Pearl Jam, Henry Rollins z Black Flag i Natalie Maines z Dixie Chicks. Z kolei reżyser Peter Jackson pomagał opłacać obrońców i prowadzone przez nich śledztwa. 

Wiele dowodów zostało zniszczone lub zaginęło, a świadkowie wycofywali zeznania, twierdząc, że policja zmuszała ich do obciążania podejrzanej trójki nastolatków.

Ostatecznie, w 2007 roku w sądzie przedstawiono nowe dowody. Okazało się, że większość materiału genetycznego zabezpieczonego na miejscu zbrodni odpowiadała ofiarom, a pozostałej części nie można było przypisać ani ofiarom, ani oskarżonym.

Latem 2011 skazani zostali wypuszczeni, dzięki kruczkowi prawnemu. Wykorzystali tak zwane Alford plea - potwierdzając swoją niewinność i przyznając, że prokuratura miała wystarczająco dużo dowodów, żeby ich skazać.

Wszyscy zostali zwolnieni z więzienia z dziesięcioletnimi wyrokami w zawieszeniu po spędzeniu łącznie 18 lat i 78 dni za kratkami.

****

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.

Więcej o: