Z dzieciakami zawsze jest jakiś problem. Wszędzie wlezą, nikogo nie słuchają. Pal licho, jeśli tylko marudzą przy stole - gorzej, gdy zakradną się na pokład helikoptera ratunkowego, który przypadkowo porzuci je na wyspie Morza Arktycznego. Zamiast spotkania z ojcem, czeka je spotkanie z niedźwiedziem i walka o przetrwanie.
Ponieważ akcja rozgrywa się w należącej do Norwegii prowincji Svalbard (mieszka tam w sumie - również na osiedlach rosyjskich i... polskich - ponad dwa tysiące osób) na Spitsbergenie, możecie spodziewać się zapierających dech w piersiach widoków. Choć sama opowieść równie ekscytująca nie jest i często polega na spędzaniu czasu w odciętym od świata domku i rozmowach o tym, ile puszek zapasów bohaterom jeszcze zostało, to jest to kawałek porządnie zrobionego kina familijnego. Nic dziwnego, że przed dwoma laty w norweskich kinach "Operację Arktykę" wyprzedziły tylko "Kraina lodu" i "Jak wytresować smoka 2".
Debiut Grethe Boe-Waal spróbuje pogodzić (lub zwaśnić) wszystkich - z jednej strony, dużo mówi się tu o globalnym ociepleniu i troszczy o losy polarnych niedźwiedzi. Z drugiej strony, gdy filmowa wegetarianka, zmuszona okolicznościami, zjada rybę, obwieszcza pozostałym, że bardzo jej smakowało i zamierza od teraz jeść mięso...