'Pretty Woman' to nie był pierwszy tytuł filmu z Julią Roberts i Richardem Gerem w rolach głównych. Jeszcze gdy funkcjonował jako '3000' (tyle Edward zapłacił za tydzień pracy Vivian) nie był nawet komedią romantyczną, bo zakończenie nie miało sugerować, że bohaterowie po napisach końcowych będą 'żyli długo i szczęśliwie'.
W jednym z ostatnich wywiadów Gere zdradził, że na początku produkcja była zdecydowanie bardziej mroczna i na końcu Edward i Vivian nie wiążą się ze sobą. - Jest takie zakończenie, ale nigdy go nie widziałem - powiedział aktor. Tę historię potwierdza także były szef studia filmowego Disneya.
- Na etapie scenariusza 'Pretty Woman' był filmem dla dorosłych o prostytutce z Hollywood Boulevard. W oryginalnej wersji - bardzo mrocznej - miała bodajże umrzeć z przedawkowania - przyznał Jeffrey Katzenberg. Taki film ciężko by było zrobić u Disneya. Wersja, która miała premierę w 1990 roku bardziej przypomina bajkę o Kopciuszku.
Zakończenie pierwszej trylogii z serii 'Gwiezdne wojny' też mogło wyglądać zupełnie inaczej. Zostało zmienione z powodów... biznesowych.
- Oryginalny pomysł zakładał, że Han Solo dojdzie do siebie po porwaniu, ale zginie w środkowej części filmu, w trakcie ataku na bazę Imperium. George (Lucas - red.) zdecydował, że jednak nie chce, aby ktokolwiek umierał. Powodem było to, że bardzo dobrze sprzedawały się wtedy zabawki związane z filmem - powiedział producent Gary Kurtz.
W efekcie zmian, po pokonaniu Vadera bohaterowie wzięli udział w imprezie, Han Solo przytulił ukochaną Leię, a widzowie dostali swoje szczęśliwe zakończenie. Niżej wersja z dodanym komputerowo Anakinem, granym przez Haydena Christensena w nakręconych później częściach.
Pierwszą wersję scenariusza Sylvester Stallone napisał w trzy dni. Wtedy zupełnie inaczej wyglądała ukochana głównego bohatera - zamiast Włoszki Adrian była nią modelka pochodzenia żydowskiego, a jego trener był nieprzyjemnym rasistą, a Apollo Creed pochodził z Jamajki. Zakończenie też nie wyglądało tak, jak to, które mogli potem zobaczyć widzowie.
W ostatnich scenach Rocky Balboa miał poddać walkę, a zarobione pieniądze zainwestować w sklep Adrian. - To nie takie dramatyczne zakończenie, prawda? - przyznał ze śmiechem w jednej z rozmów Stallone. Wprowadzone w następnych miesiącach zmiany zaowocowały trzema Oscarami (w tym dla najlepszego filmu). A końcowy scenariusz autorstwa Stallone'a został nominowany do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Podczas ostatniej walki zły wuj miał zepchnąć Simbę z klifu ze słowami 'Dobranoc, słodki książę', co miało być nawiązaniem do 'Hamleta' Williama Szekspira. Sam Skaza zamiast zostać rozerwany przez hieny, miał po zrzuceniu Simby zginąć w pożarze. A tytułowy bohater? Nie, na szczęście nie umierał - szczęśliwe zakończenie jest przecież z góry wpisane w scenariusz bajek Disneya. Jego upadek zostaje zamortyzowany przez drzewo. Tak wyglądała ta wersja na szkicach:
Po zmianach w scenariuszu walka na końcu 'Króla lwa' wygląda tak:
Zakończenie tego filmu jest bardzo dramatyczne, pełne emocji i mroczne. Partner głównego bohatera i sam detektyw (w tej roli Brad Pitt) dopadają mordercę i znajdują pudełko, w którym jest głowa żony młodszego z policjantów. Potem bohater grany przez Pitta pociąga za spust i zabija zabójcę.
Producenci obawiali się, że może być zbyt mocne i chcieli zrezygnować z pomysłu z pudłem, albo przynajmniej złagodzić zakończenie, umieszczając w nim głowę psa detektywa. Wtedy Pitt tupnął nogą i zażądał umieszczenia w kontakcie informacji, że głowa jego filmowej żony pojawi się w końcowej wersji scenariusza.
- Powiedziałem, że zrobię ten film pod jednym warunkiem: głowa zostaje w pudle - mówił aktor. W umowie na jego polecenie znalazł się także zapis, że grana przez niego postać zamorduje na końcu złoczyńcę. - On musi zastrzelić mordercę, nie może zachować się 'właściwie', tylko powinna nim kierować furia - tłumaczył swoje warunki Pitt.
Pamiętacie komedię romantyczną, w której Julia Roberts gra kobietę próbującą nie dopuścić do ślubu przyjaciela i przekonać, żeby wybrał ją?
W oryginalnym zakończeniu Julianne - podobnie jak w wersji, którą można było potem oglądać w kinie - nie udaje się rozbić związku Michaela i Kimmy, ale inaczej wyglądała sama końcówka. Główna bohaterka poznaje nowego mężczyznę (w tej roli John Corbett, znany z 'Przystanku Alaska' i 'Seksu w wielkim mieście).
Kiedy twórcy pokazali taką wersję na testowym pokazie, publiczność była zdecydowanie na nie. - Życzyli jej śmierci - mówi wprost reżyser P.J. Hogan. - Zupełnie nie rozumieli motywów jej postępowania - dodaje. Dlatego trzeba było wytłumaczyć widzom, dlaczego spiskująca przeciw przyjacielowi Julianne zasługuje w ogóle na polubienie i szczęśliwe zakończenie. Stąd pomysł, żeby rozbudować rolę jej przyaciela-geja (George'a), z którym mogła rozmawiać i wytłumaczyć, dlaczego tak się zachowuje. A na końcu bohaterka nie znajduje pocieszenia w ramionach nowego potencjalnego ukochanego, tylko tańczy na weselu właśnie z George'em.
Historia brzemiennego w skutki romansu mogła skończyć się zupełnie inaczej. Główny bohater zostaje oskarżony o morderstwo kochanki. Widzowie słyszą jednak, że tak naprawdę Alex popełniła samobójstwo. To zakończenie bardzo podobało się podobno Glenn Close, która uważała, że jej postać tak właśnie by postąpiła.
Aktorka, choć na poparcie swojej teorii zaprezentowała nawet opinię psychiatrów, nie przekonała jednak producentów. Doszli oni do wniosku, że wolą zakończenie, w którym Alex zostaje zastrzelona przez żonę głównego bohatera.
Do filmowej wersji 'Lśnienia' miał zastrzeżenia nawet sam autor pierwowzoru, Stephen King. W książce na końcu hotel, w którym rozgrywa się akcja, płonie. W ostatnich scenach filmu Stanleya Kubricka widzimy zwłoki Jacka (Jack Nicholson), który próbował zabić swoją żonę i syna. Później kamera robi zbliżenie na jedno ze zdjęć z lat 20., wiszących na hotelowej ścianie. Widać na nim głównego bohatera.
Kubrick wcześniej planował jednak, że na końcu filmu zobaczymy inną scenę. Akcja miała przenieść się do szpitala, w którym mieli przebywać Wendy i Danny. Ta scena została nakręcona i znalazła się nawet w pierwszej wersji filmu, ale kilka dni po premierze reżyser zmienił zdanie. - Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy emocjonalną reakcję publiczności na kulminacyjny punkt filmu, doszedłem do wniosku, że ta scena jest niepotrzebna - tłumaczył Kubrick.
Dzisiaj to film kultowy, który doczekał się aż trzech kolejnych części - we wszystkich w tytułową rolę wcielił się Sylvester Stallone. Gdyby jednak twórcy zdecydowali się zachować oryginalne zakończenie 'Rambo: Pierwsza krew', nie byłoby to możliwe. Dlaczego? Ponieważ scenarzyści uśmiercili w nim tytułowego bohatera.
Samobójstwo głównego bohatera było zgodne z duchem powieści, na podstawie której powstał scenariusz. Twórcy zdecydowali się jednak wymyślić i nakręcić nowe. Duża w tym zasługa Sylvestra Stallone'a.
- Nakręciliśmy finałową scenę. Była bardzo poruszająca. Sylvester wstał i powiedział 'Ted, mogę z tobą chwilę porozmawiać?' - wspomina reżyser produkcji. - Powiedział 'Wiesz, Ted, ta postać musi tyle przejść. Policja go gnębi. Jest bez końca prześladowany. Posyłają za nim psy. Skacze z klifu. Biegnie przez lodowatą wodę. Zostaje postrzelony w ramię i musi sam je zszyć. I po tym wszystkim go zabijemy?' - dodaje Ted Kotcheff. Jak widać, jego przemowa odniosła skutek.
Historia trudnego związku Scarlett i Rhetta to jedna z najbardziej znanych filmowych historii miłosnych wszech czasów. Kilka lat temu odnaleziony został oryginalny scenariusz produkcji i okazało się, że finał miał wyglądać inaczej. Nie jest to może zbyt duża, ale jednak znacząca zmiana.
W końcowych minutach, które mogą oglądać widzowie, Rhett wypowiada słowa 'Szczerze, moja droga, to mam to gdzieś' i zostawia Scarlett. Główna bohaterka chwilę później mówi 'Tara! Dom. Pojadę do domu. I wymyślę sposób, by go odzyskać. Bo przecież. jutro też jest dzień'.
Tymczasem, w pierwszej wersji ostatnia kwestia brzmiała inaczej. 'Rhett!... 'Rhett!... Wrócisz. Wrócisz... Wiem, że tak!'. Niby kilka słów, ale ich wymowa stawia Scarlett w innym świetle.
Alfred Hitchcock miał plan, jak ma wyglądać ostatnia scena "Ptaków". Reżyser chciał pokazać most Golden Gate, na którym miały siedzieć miliony ptaków. Po przeliczeniu kosztów okazało się jednak, że byłoby to zbyt drogie zakończenie. Dlatego zrezygnował z tego pomysłu. Reżyser zdecydował się na tańsze, choć równie interesujące rozwiązanie:
Film, który zdobył 11 Oscarów, na początku miał inny finał. Wnuczka Rose i kierownik wyprawy badawczej dostrzegają Rose stojącą na burcie statku. Biegną do niej, myśląc, że staruszka chce wyskoczyć. Okazuje się, że kobieta ma przy sobie Serce Oceanu. Rose mówi im o tym, jak bardzo cenne jest życie i że trzeba wykorzystywać każdy dzień, po czym wrzuca naszyjnik do wody.
James Cameron zdecydował jednak, że film będzie kończył się inaczej. W kinowej wersji, gdy Rose żegna się z Sercem Oceanu, jest na pokładzie sama.
Przeczytaj: 20 lat debatowano nad tą sceną z "Titanica". Reżyser w końcu zabrał głos: OK, rozpracujmy to sobie