Bartek (Tomasz Kot) jest emerytowanym alkoholikiem i czynnym aktorem, który musi imać się różnych chałtur, by przeżyć. Pijacka przeszłość na dobre zraziła do niego byłą żonę i - bo o niej także można tak powiedzieć - byłą córkę. Gdy Bartek dowie się, że zostało mu kilka miesięcy życia, postanowi naprawić dawne błędy i zostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia.
Chociaż Janusz Chabior w roli kumpla głównego bohatera dostaje najlepsze teksty, to cały film w ryzach trzyma znakomity Kot. Gdyby w Bartka wcielał się gorszy aktor, z debiutanckiego pełnego metrażu Macieja Migasa mogłoby wiele nie zostać. Reżyser może też liczyć na zdjęcia jak zwykle świetnego Radosława Ładczuka ("Babadook", "Między nami dobrze jest") oraz dobrze komponujące się z filmem piosenki, brzmiące jak tańsze zamienniki zagranicznych hitów, używanych w podobnych opowieściach ("a teraz usiądź i zagraj mi coś jak Bon Iver!").
Migas nie może za to liczyć na scenariusz Cezarego Harasimowicza (adaptacje "Ja wam pokażę!" czy "Wróżb kumaka"), który nie dość, że stanowi zbiór klisz z dawno widzianych filmów tego typu, to jeszcze naznaczony jest Polską Myślą Filmową - gwarantuję wam, że już dawno nie widzieliście tak przygnębiającego komediodramatu. Aż chciałoby się poprawić pisownię tytułu na właściwsze "Żyć? Nie. Umierać!". Dystans do wyśmienitego amerykańskiego "Pół na pół" jest podobny do tego, który dzieli Ziemię i Niebo.