Zbigniew Wodecki nie żyje. Artysta miał 67 lat

Zbigniew Wodecki zmarł 22 maja w warszawskim szpitalu. Trafił tam na operację bypass-ów, po której doznał rozległego udaru mózgu. Wodecki wyśpiewał wiele fantastycznych przebojów. To artysta rozpoznawalny dzięki głosowi, poczuciu humoru i... charakterystycznej fryzurze.

"W piątek 5 maja Zbigniew Wodecki przeszedł w Warszawie operację bypass-ów. Jeszcze w niedzielę czuł się dobrze i rozmawiał z bliskimi. Niespodziewanie 8 maja nad ranem doznał rozległego udaru mózgu. Mimo niezwykłej woli życia i staraniom lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Odszedł od nas w dniu 22. maja w jednym z Warszawskich szpitali. Żona i dzieci byli przy nim. Zostanie pochowany w ukochanym Krakowie" - podano na oficjalnej stronie artysty

Zbigniew Wodecki żegnany przez przyjaciół

Smutną informację przekazał jako pierwszy Andrzej Piaseczny na swoim profilu na Facebooku. Potwierdził ją również Andrzej Mleczko, przyjaciel Wodeckiego.

Sam Wodecki nazwał się "śpiewającym muzykiem". Bo Zbigniew Wodecki to nie tylko wokalista, ale także instrumentalista - "jego" instrumenty to skrzypce, trąbka i fortepian. A "Chałupy Welcome to", "Zacznij od Bacha", "Izolda", "Opowiadaj mi tak" to tylko kilka z jego hitów, które weszły już do historii polskiej piosenki.

Chociaż Wodecki debiutował kilkadziesiąt lat temu, to po osiągnięciu wieku emerytalnego nie pożegnał się ze sceną. Co więcej, w maju 2015 roku wydał razem z Mitch & Mitch Orchestra and Choir płytę "1976: A Space Odyssey", która zdobyła Fryderyki za album pop i w kategorii utwór roku za "Rzuć to wszystko co złe”. Na płycie znalazły się utwory z płyty Wodeckiego sprzed 40 lat, tym razem zarejestrowane z udziałem 43-osobowej orkiestry.

 

Zbigniew Wodecki - głos i włos

Urodził się 6 maja 1950 roku. Swoją przygodę z muzyką rozpoczął bardzo wcześnie, dzięki temu, że z muzyką związani byli inni członkowie jego rodziny. - Od piątego roku życia siedziałem w filharmonii, jedząc pomidorową w stołówce, podczas gdy tata grał V symfonię Beethovena za drzwiami. Później przesiadywałem w operetce w orkiestronie, bo siostra śpiewała i grała na wiolonczeli. Chcąc nie chcąc, poznałem wszystkie arie. A jak już mi to weszło w krew, to musiałem iść do szkoły muzycznej - wspominał w rozmowie z Gazeta.pl. Z wyróżnieniem ukończył szkołę w klasie skrzypiec Juliusza Webera.

Później grał m.in. z Ewą Demarczyk, Markiem Grechutą, w zespołach Czarne Perły i Anawa. Był także skrzypkiem Orkiestry Symfonicznej PRiTV oraz Krakowskiej Orkiestry Kameralnej. Jako piosenkarz zadebiutował w latach 70. I już w 1972 roku zdobył nagrodę za debiut podczas Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

Nagrał siedem albumów, śpiewał także m.in. z Ireną Santor, Krystyną Prońko, Andrzejem Rybińskim i Zdzisławą Sośnicką, z którą wykonał - moim zdaniem - jeden z piękniejszych duetów polskiej piosenki, "Z tobą chcę oglądać świat".

 

Czasami pojawiał się także na ekranie w innej roli. Wystąpił m.in. w serialach "Miodowe lata", "Klan" czy "Świat według Kiepskich". Był gospodarzem telewizyjnego show muzycznego TVN „Droga do gwiazd”, „Twoja droga do gwiazd” oraz jednym z jurorów w polskiej edycji programu „Taniec z gwiazdami”.

Wielokrotnie udowadniał, nie tylko na wizji, że poczucie humoru i dystans do siebie to dla niego ważne cechy. Choćby, gdy pytano go o jego charakterystyczną, bujną czuprynę. W trakcie rozmowy w porannym programie Polskiego Radia przyznał, że po prostu regularnie myje włosy i czasem sam je podcina, żeby nie wpadały mu do jedzenia. A chwilę później dodał: Mam taką jedną tajemnicę, ale zdradzę ją, gdy jakaś firma mi zapłaci 400-500 tysięcy. W innym wypadku odpada - żartował.

Jak Zbigniew Wodecki został Pszczółką Mają?

W 1979 roku zaśpiewał piosenkę do animowanej bajki o Pszczółce Mai, którą w oryginale wykonywał Karel Gott, właściciel wyższego głosu. Dlatego, jak wspominał polski piosenkarz w rozmowie z Polskim Radiem, musiał poradzić sobie falsetem w niektórych momentach. - Falsecik miałem jeszcze całkiem dziarski - wspominał. Dodał, że jego zdaniem te partie nie brzmiały najlepiej, ale usłyszał w odpowiedzi na swoje wątpliwości, że tak ma być.

Okazało się, że "Pszczółka Maja" stała się jednym z największych sukcesów Wodeckiego i przez prawie 40 lat artysta musiał ciągle wykonywać ją, często na koniec, podczas swoich koncertów.

 

- Kiedyś tupałem na to nogami, ale teraz już dorosłem. Parę pokoleń Polaków się na "Pszczółce Mai" wychowało. Szczególnie widać to, kiedy śpiewam ją daleko na koncertach dla Polonii w Australii, czy w USA widzę wtedy, że ludzie mają łzy w oczach. Przenoszą się te 20, 30 lat wstecz do kuchni, kiedy żyły babcia, mama a oni byli mali, siadali i oglądali wieczorynkę. To porusza wspomnienia – mówił podczas wywiadu dla Plejady.

Zbigniew Wodecki w 2011 roku został odznaczony Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a w 2017 wyróżniono go "Labor Omnia Vincit", nagrodą przyznawaną przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego, za wkład w rozwój polskiej muzyki rozrywkowej.

PRZECZYTAJ: Od "Chałup" do Peji. Zbigniew Wodecki: Byłem na łasce lub niełasce show-biznesu

Więcej o: