Jacek Sienkiewicz: Myśleliśmy. Przede wszystkim dlatego, że przy okazji pierwszej płyty to, o czym mówisz, okazało się prawdą. Często ludzie nam mówią albo piszą, że słuchają naszej muzyki w trudnych sytuacjach i że nasza twórczość do pewnego stopnia pomaga im te złe momenty przetrwać. Wiedzieliśmy, że oczekiwania względem drugiej płyty mogą być podobne, chociaż i tak mam wrażenie, że takie treści wychodzą nam w sposób naturalny. Nie planujemy tego, żeby się dostosować do konkretnej grupy odbiorców, tylko tak wychodzi, bo piszemy o tym, co jest nam bliskie, co nas boli - o rzeczach zupełnie ludzkich.
Kasia Sienkiewicz: Pandemia dała nam bardzo dużo czasu, żeby nową płytę dopracować i żebyśmy mogli być z niej zadowoleni. Uważam, że jest staranniej nagrana od pierwszej. A koncertów brakuje nam bardzo - rozmawiamy o tym z innymi artystami i mam wrażenie, że wiele z tych osób jest znacznie smutniejszych niż my. Źle znoszą brak kontaktu ze słuchaczami. Nam właśnie produkcja płyty pomagała trzymać się przez te miesiące w pełnym chęci do działania stanie, bo zwyczajnie mieliśmy co robić.
J: Na koncertach ciekawe jest to, że publiczność tak naprawdę determinuje sposób, w jaki zagramy koncert i jaką energię będą miały utwory. Dlatego materiał, który dopracowaliśmy teraz w sterylnych, studyjnych warunkach, zacznie żyć swoim życiem dopiero w momencie, kiedy się spotka z ludźmi i ulegnie różnym zmianom pod wpływem koncertowych emocji. Tak że w odniesieniu do tego, co mówiliśmy kiedyś, tego elementu rzeczywiście szczególnie brakuje. Ludzie słuchający muzyki na żywo dodają jej od siebie czegoś naprawdę wyjątkowego.
J: Pięknie powiedziane. Nie ujmowaliśmy tego jeszcze w takich słowach, ale faktycznie - z jednej strony w naszej twórczości skupiamy się na świecie wewnętrznym, na samotności, na braku drugiego człowieka, a z drugiej na tym, że dzielimy świat z mnóstwem innych osób, i świat ten jest od nas w ogromnym stopniu zależny - i vice versa. Podpisuję się pod tą interpretacją.
J: Wpadliśmy na to z Kasią niezależnie od siebie. Długo się zbieraliśmy, żeby te nasze pomysły skonfrontować i kiedy doszło do rozmowy, okazało się, że samą ideę widzimy właściwie tak samo - żeby zrobić coś w zupełnym kontraście do pierwszej płyty.
K: Poprzednia okładka była bardzo minimalistyczna i poza nami nie było na niej niczego, a tym razem mamy… wszystko. Staraliśmy się, żeby tło było przepełnione zarówno przedmiotami współczesnymi, jak i takimi, które wyszły z mody, których nie używamy, które nie działają, dlatego sesja okładkowa odbyła się w warszawskim Muzeum PRL-u. Na podłodze leży mnóstwo plastikowych butelek, które tworzą pod naszymi stopami coś, co chcieliśmy, żeby kojarzyło się z morzem. Staramy się w ten sposób przekazywać różne proekologiczne myśli - jest ona zresztą objęta patronatem przez Greenpeace, a jeden procent z dochodu ze sprzedaży przekazujemy na działalność prozwierzęcej organizacji Otwarte Klatki. Dlatego na obrazku celowaliśmy w jak najprostsze skojarzenia. Zależało nam też na tym, żeby pokazać, że otaczamy się przedmiotami, które nigdy nie znikają - nawet gdy wychodzą z mody, przestają działać, nadal istnieją i kurzą się na strychach i półkach. Istnieje zagrożenie, że świat może pod naporem tych wszystkich jednorazowych, niebiodegradowalnych rzeczy po prostu nie wytrzymać.
J: Nasza płyta - poza krążkiem, którego nie da się, niestety, zrobić z bambusa - jest w całości wykonana z papieru z recyklingu. Sami wcześniej nie wiedzieliśmy o tym, że nawet matowy papier do okładek płyt zazwyczaj jest powleczony folią.
K: I to się tyczy nie tylko okładek płyt - tak samo jest z książkami albo np. opakowaniami produktów spożywczych. Często wydaje nam się, że kupujemy coś w papierze, ale nawet na papierowych opakowaniach znajduje się przeważnie cieniutka powłoczka plastiku.
J: No właśnie. Dlatego uznaliśmy, że spróbujemy znaleźć papier, który nie ma w sobie ani grama plastiku, co się nam udało. Kolejna istotna rzecz - kiedy płyty są wysyłane do sklepów, zazwyczaj są w dodatkowej folii zabezpieczającej. My użyliśmy papierowych obwolut, które z przodu mają okładkę, a z tyłu - tracklistę, przez co same wyglądają jak płyta, ale pełnią także funkcję ochronną.
Mogło być nic - Kwiat jabłoni mat. prasowe
J: Na pewno nie jest to temat, z którym się często stykamy. Mnie w pierwszej kolejności przychodzi do głowy kwestia produkcji płyt - powszechne skojarzenie jest takie, że jeżeli muzyka jest szkodliwa dla środowiska, to przede wszystkim dlatego, że przemysł generuje masę przedmiotów. A że tych płyt produkuje się coraz mniej, to i temat pojawia się rzadziej. Fizyczne egzemplarze powoli stają się "rarytasami", jest też coraz mniej miejsc, w których takie płyty można odtwarzać, wszystko przechodzi w streaming, ale jak widać, tutaj też nie jest kolorowo.
K: Inspiruje mnie Dawid Podsiadło - przy wielu okazjach otwarcie porusza tematy związane z problemami naszej planety. Czy to globalne ocieplenie, czy nadmierna wycinka drzew. Często znajduje sposób na to, żeby zająć w sprawach ekologii konkretne stanowisko. Dawid, jeśli to czytasz, pozdrawiam i dziękuję (śmiech). Niemniej, tak jak powiedział Jacek, mówimy o tym wszyscy za mało. A szkoda, bo sprawa jest poważna i bardzo aktualna.
K: Nowa płyta na pewno nie jest w żaden sposób upolityczniona i nie dążyliśmy do tego. Artyści nie muszą wyrażać się wyłącznie poprzez muzykę, ale najzwyczajniej w świecie mogą mówić o tym, co myślą. Wydaje mi się, że mówiąc latem o światopoglądowych tematach, miałam na myśli piosenkę "Byle jak", którą napisał Jacek. Opowiada o chęci ratowania świata przed pewnego rodzaju katastrofą, której sami jesteśmy winni.
J: Zależy, co w ogóle rozumiemy przez światopogląd. Mnie się wydaje, że "Byle jak" to jest światopoglądowa piosenka, bo jeżeli wyrażasz swoją opinię na temat tego, jak świat funkcjonuje, jak się w nim czujesz i jak się masz do tego, co cię w nim otacza, to tym samym wyrażasz swój światopogląd.
K: Chcieliśmy też poprzez piosenkę "Bankiet" wyrazić ubolewanie nad tym, że ludzie są na świat bardzo obojętni. Nie przywiązują zbyt dużej wagi do spraw trudnych i korzystają z planety i ze swojego życia na niej właśnie tak jak z tytułowego bankietu - czyli sytuacji, która jest krótkotrwała i ukierunkowana na przyjemne spędzanie czasu. Nie chcą zbyt wiele dawać od siebie, beztrosko bawią się i wychodzą nie sprzątając po sobie.
K: Nie symbolizuje raczej niczego poza tym, że bardzo chcieliśmy mieć na płycie motyw instrumentalny. Na "Niemożliwe" zrobiliśmy intro, czyli "wejście" do "Wodymidaj", a teraz mamy outro - "wyjście". To taka gra słowna, która się łączy z tytułem poprzedzającej piosenki. Wpadliśmy na to kiedyś na próbie i bardzo nas to rozbawiło.
J: Takie mamy poczucie humoru - co zrobić.
K: Ale faktycznie, w pierwszej wersji książeczki napisałam do tego utworu komentarz, chociaż ostatecznie z niego zrezygnowaliśmy, bo miałam wrażenie, że nikomu się on nie podobał, włącznie ze mną. Napisałam coś na zasadzie, że "z bankietu kiedyś po prostu trzeba wyjść" - z marzeniem o tym, że fajnie by było, żeby ludzie przynajmniej do pewnego stopnia zrezygnowali z tak beztroskiego życia. Najbardziej jednak chcieliśmy po prostu zrealizować się instrumentalnie.
K: Zaczęłam pisać tę piosenkę bodajże półtora roku temu i wracałam do jej tworzenia przez następnych osiem miesięcy. Po latach obejrzałam fragment odcinka "Muminków", w którym Buka się pojawia po raz pierwszy - i okazało się, że nadal jest to dla mnie niepokojący moment tej bajki. W trakcie oglądania zastanawiałam się nad tym, co konkretnie sprawia, że Buki bali się właściwie wszyscy, z którymi o tym rozmawiałam. Jeden z moich wniosków był taki, że w Buce najstraszniejsze jest to, że ostrzega Muminki, że wróci, ale nie informuje kiedy. Na dodatek nie wiadomo, o co tak naprawdę jej chodzi, dlaczego się pojawia i do kogo przyszła. Mam wrażenie, że podobnie bywa np. z depresją czy stanami lękowymi - często nie wiemy, skąd się biorą. Z tych myśli wyłonił się tekst. Kiedy Jacek go usłyszał, powiedział, że powinnam dopisać do niego coś pogodnego, bo koniec końców Buka raczej nie ma złych zamiarów i prawdopodobnie jest niegroźna - stąd ta ostatnia kontrastująca zwrotka.
K: Oczywiście - chodziło mi również o to, żeby pozostawać otwartym na zrozumienie swoich lęków. Kiedy coś poznamy, wówczas wydaje się nam mniej straszne.
J: To, że tak ciągle chodzimy, wyszło trochę przez przypadek. Pomijam dwa pierwsze teledyski, czyli "Dziś późno pójdę spać" i "Niemożliwe" - Kasi zamysł był taki, że skoro najpierw spacerowaliśmy dookoła, to później będziemy szli do przodu. Ale to, że w "Mogło być nic" spacerem dążymy do jakiegoś celu, to niezależna od tamtych klipów wizja. Tym bardziej jesteśmy ciekawi, jak słuchacze to przyjmą, bo z "Buką" koncepcja jest zupełnie inna. Uznaliśmy, że pierwszy raz chcielibyśmy, żeby w teledysku na pierwszym planie pojawiały się twarze innych ludzi - my pełnimy tam funkcję klamry.
J: Na tym właśnie polega problem, że my też oglądamy (śmiech). Ta piosenka chyba najbardziej ze wszystkich opowiada o naszym pokoleniu. To jest nasz dramat - internet pokazał nam już chyba wszystko, co się da i mało co nas jeszcze dziwi; okazywanie wsparcia różnym ważnym inicjatywom dzisiaj często ogranicza się do przyklepania sobie naklejki na zdjęcie profilowe na Facebooku i od razu czujemy się czyści i zaangażowani w sprawę… W moim odczuciu to powoduje, że się od prawdziwego świata odklejamy. Oglądamy go przez telefon, komputer, ale nie mamy z nim rzeczywistego kontaktu, więc staje się przezroczysty.
J: Jasne, taki był plan (śmiech).
K: To podobny przypadek jak "Wzięli zamknęli mi klub" na pierwszej płycie. Cieszę się, że mamy piosenkę, przy której na scenie będę mogła tańczyć. Brakuje mi w naszym repertuarze takich żywiołowych kawałków. Dodam, że muzycznie "Przezroczysty świat" jest inspirowany nieco twórczością Billie Eilish.
J: Nieco. Wydaje mi się, że nie czuliśmy oporów, żeby zrobić kawałek odstający od reszty właśnie ze względu na "(...) Klub", który jest zupełnie z innej beczki. Poza tym uwielbiamy funkowe klimaty. W zeszłym roku zacząłem na koncertach używać mandoliny elektrycznej i ona właśnie pełni w "Przezroczystym świecie" funkcję "gitary funkowej". Najpierw mieliśmy drobne pomysły, jak sprawić, żeby ten numer był inny, a później - jak to powiedział Wojtek Urbański [producent płyty - przyp. red.] - odpięliśmy wrotki i kula pomysłów potoczyła się tak szybko, że wyszło nam coś zupełnie z innej planety.
J: Mówiliśmy między sobą niedawno, że jesteśmy z tej nowej płyty bardzo zadowoleni. Mnie się bardzo podoba m.in. to, że mamy dużo brzmień elektronicznych, wniesionych tutaj dzięki nieprzecenionemu doświadczeniu Wojtka Urbańskiego, który pokazał nam mnóstwo ciekawych zabiegów produkcyjnych - włącznie z szybkimi cięciami aranżacyjnymi o wręcz klubowym charakterze. Ale żeby to skontrastować, to pomyślałem, żeby trzecią płytę zrobić całkowicie akustycznie. Zaprosić kilku muzyków i zrobić live session w stodole. Ale to luźny pomysł, pewnie jeszcze nam się tysiąc razy zmieni przed nagraniami.
K: Nie mam pojęcia, w jakim kierunku nasze granie rozwinie się dalej, ale ostatnio z Jackiem rozmawialiśmy o tym, że cieszymy się, że mamy możliwość produkowania muzyki w różnym stylu i że nasi słuchacze przyjmują nas w tych różnorodnych wersjach. Na pewno planem na odległą przyszłość są orkiestrowe aranżacje naszych utworów. Mamy wiele pomysłów i żałujemy, że nie da się ich wszystkich zrealizować czym prędzej.