Kwiat Jabłoni: Z Buką jest jak z depresją czy stanami lękowymi. Kiedy coś poznamy, wydaje się mniej straszne [WYWIAD]

"Mogło być nic" ma już ponad 3,3 mln wyświetleń na YouTube, ich drugi singiel "Buka" szybko go goni. Kwiat Jabłoni wydał właśnie drugi album. W rozmowie z Gazeta.pl Kasia i Jacek Sienkiewiczowie mówią o pracy nad tą płytą, o tym, dlaczego tak ważna jest dla nich ekologia, a także m.in. o tym, jaki jest największy problem w relacji ich pokolenia z internetem.

Maja Piskadło: Przeczytałam na wasz temat taką refleksję w "Przekroju", jeszcze po wydaniu pierwszej płyty ["Niemożliwe" - przyp. red.], że "idealnie wstrzeliliście się w zapotrzebowania młodego polskiego odbiorcy" z ciepłymi, prostymi piosenkami m.in. o różnych lękach, które nas wszystkich łączą. Czy tworząc piosenki na drugą płytę myśleliście o tym, że słuchają was młodzi ludzie, którzy w tych numerach szukają np. azylu czy solidarności w ogarnianiu rzeczywistości?

Jacek Sienkiewicz: Myśleliśmy. Przede wszystkim dlatego, że przy okazji pierwszej płyty to, o czym mówisz, okazało się prawdą. Często ludzie nam mówią albo piszą, że słuchają naszej muzyki w trudnych sytuacjach i że nasza twórczość do pewnego stopnia pomaga im te złe momenty przetrwać. Wiedzieliśmy, że oczekiwania względem drugiej płyty mogą być podobne, chociaż i tak mam wrażenie, że takie treści wychodzą nam w sposób naturalny. Nie planujemy tego, żeby się dostosować do konkretnej grupy odbiorców, tylko tak wychodzi, bo piszemy o tym, co jest nam bliskie, co nas boli - o rzeczach zupełnie ludzkich.

Zobacz wideo "Piękny, ciepły, oferuje coś więcej niż kilka ładnych dźwięków". Kwiat Jabłoni wraca z nową płytą

A jak wam samym ogarnianie rzeczywistości szło przez ostatni rok? W jednym z niedawnych wywiadów mówiliście, że zamiast utrudniać, pandemia właściwie przyspieszyła proces tworzenia drugiej płyty. W innym - dużo wcześniejszym, kiedy o pandemii nikt nie myślał - że bez widowni nie ma działania. Jak się odnaleźliście w tych nowych realiach?

Kasia Sienkiewicz: Pandemia dała nam bardzo dużo czasu, żeby nową płytę dopracować i żebyśmy mogli być z niej zadowoleni. Uważam, że jest staranniej nagrana od pierwszej. A koncertów brakuje nam bardzo - rozmawiamy o tym z innymi artystami i mam wrażenie, że wiele z tych osób jest znacznie smutniejszych niż my. Źle znoszą brak kontaktu ze słuchaczami. Nam właśnie produkcja płyty pomagała trzymać się przez te miesiące w pełnym chęci do działania stanie, bo zwyczajnie mieliśmy co robić. 

J: Na koncertach ciekawe jest to, że publiczność tak naprawdę determinuje sposób, w jaki zagramy koncert i jaką energię będą miały utwory. Dlatego materiał, który dopracowaliśmy teraz w sterylnych, studyjnych warunkach, zacznie żyć swoim życiem dopiero w momencie, kiedy się spotka z ludźmi i ulegnie różnym zmianom pod wpływem koncertowych emocji. Tak że w odniesieniu do tego, co mówiliśmy kiedyś, tego elementu rzeczywiście szczególnie brakuje. Ludzie słuchający muzyki na żywo dodają jej od siebie czegoś naprawdę wyjątkowego.

Tytuł nowej płyty wzięliście od numeru "Mogło być nic" i wydaje mi się on w kontekście całego krążka niezwykle trafny, bo - teraz uwaga, będzie interpretacja własna, więc w razie czego wyprowadzajcie mnie z błędu - ta płyta kojarzy mi się ze zderzeniem się z koniecznością "ratowania świata" przed rozmaitymi katastrofami. Mówię tutaj o własnym świecie każdego z nas, i o tym świecie, w którym żyjemy wszyscy. Z jednej strony jest widmo namacalnej i dosłownej katastrofy ekologicznej, a z drugiej - katastrofy zupełnego oddzielania się ludzi od siebie, podczas gdy to, co najważniejsze, jest obok. 

J: Pięknie powiedziane. Nie ujmowaliśmy tego jeszcze w takich słowach, ale faktycznie - z jednej strony w naszej twórczości skupiamy się na świecie wewnętrznym, na samotności, na braku drugiego człowieka, a z drugiej na tym, że dzielimy świat z mnóstwem innych osób, i świat ten jest od nas w ogromnym stopniu zależny - i vice versa. Podpisuję się pod tą interpretacją.

 

Ekologia to od początku bliski wam temat, który teraz jasno komunikujecie na samej okładce. Kiedy pierwszy raz na nią spojrzałam, to najpierw zobaczyłam was, pięknie wystylizowanych w tym retro wnętrzu, a dopiero później spuściłam wzrok i zobaczyłam, że nie siedzicie na jakimś ładnym niebieskim podłożu, tylko na plastikowych butelkach. 

J: Wpadliśmy na to z Kasią niezależnie od siebie. Długo się zbieraliśmy, żeby te nasze pomysły skonfrontować i kiedy doszło do rozmowy, okazało się, że samą ideę widzimy właściwie tak samo - żeby zrobić coś w zupełnym kontraście do pierwszej płyty.

K: Poprzednia okładka była bardzo minimalistyczna i poza nami nie było na niej niczego, a tym razem mamy… wszystko. Staraliśmy się, żeby tło było przepełnione zarówno przedmiotami współczesnymi, jak i takimi, które wyszły z mody, których nie używamy, które nie działają, dlatego sesja okładkowa odbyła się w warszawskim Muzeum PRL-u. Na podłodze leży mnóstwo plastikowych butelek, które tworzą pod naszymi stopami coś, co chcieliśmy, żeby kojarzyło się z morzem. Staramy się w ten sposób przekazywać różne proekologiczne myśli - jest ona zresztą objęta patronatem przez Greenpeace, a jeden procent z dochodu ze sprzedaży przekazujemy na działalność prozwierzęcej organizacji Otwarte Klatki. Dlatego na obrazku celowaliśmy w jak najprostsze skojarzenia. Zależało nam też na tym, żeby pokazać, że otaczamy się przedmiotami, które nigdy nie znikają - nawet gdy wychodzą z mody, przestają działać, nadal istnieją i kurzą się na strychach i półkach. Istnieje zagrożenie, że świat może pod naporem tych wszystkich jednorazowych, niebiodegradowalnych rzeczy po prostu nie wytrzymać.

Postaraliście się też o to, żeby sama produkcja płyty przebiegła w możliwie najbardziej ekologiczny sposób. 

J: Nasza płyta - poza krążkiem, którego nie da się, niestety, zrobić z bambusa - jest w całości wykonana z papieru z recyklingu. Sami wcześniej nie wiedzieliśmy o tym, że nawet matowy papier do okładek płyt zazwyczaj jest powleczony folią. 

K: I to się tyczy nie tylko okładek płyt - tak samo jest z książkami albo np. opakowaniami produktów spożywczych. Często wydaje nam się, że kupujemy coś w papierze, ale nawet na papierowych opakowaniach znajduje się przeważnie cieniutka powłoczka plastiku.

J: No właśnie. Dlatego uznaliśmy, że spróbujemy znaleźć papier, który nie ma w sobie ani grama plastiku, co się nam udało. Kolejna istotna rzecz - kiedy płyty są wysyłane do sklepów, zazwyczaj są w dodatkowej folii zabezpieczającej. My użyliśmy papierowych obwolut, które z przodu mają okładkę, a z tyłu - tracklistę, przez co same wyglądają jak płyta, ale pełnią także funkcję ochronną. 

Mogło być nic - Kwiat jabłoniMogło być nic - Kwiat jabłoni mat. prasowe

A macie poczucie, że w branży muzycznej jest przestrzeń na to, żeby na szeroką skalę rozmawiać o ekologii i wpływie przemysłu muzycznego na środowisko? Mówiąc inaczej - czy ekologia w tym środowisku, w którym się obracacie, to ważny temat? Mi ostatnio dał do myślenia tekst, z którego się dowiedziałam, że z całej energii potrzebnej do zasilania streamingu muzyki wydzielają się ogromne ilości gazów cieplarnianych.

J: Na pewno nie jest to temat, z którym się często stykamy. Mnie w pierwszej kolejności przychodzi do głowy kwestia produkcji płyt - powszechne skojarzenie jest takie, że jeżeli muzyka jest szkodliwa dla środowiska, to przede wszystkim dlatego, że przemysł generuje masę przedmiotów. A że tych płyt produkuje się coraz mniej, to i temat pojawia się rzadziej. Fizyczne egzemplarze powoli stają się "rarytasami", jest też coraz mniej miejsc, w których takie płyty można odtwarzać, wszystko przechodzi w streaming, ale jak widać, tutaj też nie jest kolorowo. 

K: Inspiruje mnie Dawid Podsiadło - przy wielu okazjach otwarcie porusza tematy związane z problemami naszej planety. Czy to globalne ocieplenie, czy nadmierna wycinka drzew. Często znajduje sposób na to, żeby zająć w sprawach ekologii konkretne stanowisko. Dawid, jeśli to czytasz, pozdrawiam i dziękuję (śmiech). Niemniej, tak jak powiedział Jacek, mówimy o tym wszyscy za mało. A szkoda, bo sprawa jest poważna i bardzo aktualna. 

Skoro mówimy o poważnych sprawach - Kasia w jednym z letnich wywiadów zapowiadała, że "na nowej płycie na pewno będzie więcej treści światopoglądowych". No i mamy przede wszystkim ekologię, ale poza tym raczej delikatnie podeszliście do sprawy. Ci, którzy na przykład po akcji "opolskiej", kiedy odwołaliście występ na festiwalu "w związku z działaniami podjętymi przez władze na rzecz Telewizji Polskiej", spodziewali się politycznych haseł, nie znajdą ich tutaj. Przynajmniej na powierzchni. 

K: Nowa płyta na pewno nie jest w żaden sposób upolityczniona i nie dążyliśmy do tego. Artyści nie muszą wyrażać się wyłącznie poprzez muzykę, ale najzwyczajniej w świecie mogą mówić o tym, co myślą. Wydaje mi się, że mówiąc latem o światopoglądowych tematach, miałam na myśli piosenkę "Byle jak", którą napisał Jacek. Opowiada o chęci ratowania świata przed pewnego rodzaju katastrofą, której sami jesteśmy winni. 

J: Zależy, co w ogóle rozumiemy przez światopogląd. Mnie się wydaje, że "Byle jak" to jest światopoglądowa piosenka, bo jeżeli wyrażasz swoją opinię na temat tego, jak świat funkcjonuje, jak się w nim czujesz i jak się masz do tego, co cię w nim otacza, to tym samym wyrażasz swój światopogląd.

K: Chcieliśmy też poprzez piosenkę "Bankiet" wyrazić ubolewanie nad tym, że ludzie są na świat bardzo obojętni. Nie przywiązują zbyt dużej wagi do spraw trudnych i korzystają z planety i ze swojego życia na niej właśnie tak jak z tytułowego bankietu - czyli sytuacji, która jest krótkotrwała i ukierunkowana na przyjemne spędzanie czasu. Nie chcą zbyt wiele dawać od siebie, beztrosko bawią się i wychodzą nie sprzątając po sobie. 

A po "Bankiecie" następuje instrumentalne "Wyjście z bankietu". Każda piosenka w książeczce do płyty jest opatrzona jakąś dodatkową myślą czy cytatem, a tutaj nie ma zupełnie nic - jest tylko muzyka. Co ten moment "wyjścia" symbolizuje? 

K: Nie symbolizuje raczej niczego poza tym, że bardzo chcieliśmy mieć na płycie motyw instrumentalny. Na "Niemożliwe" zrobiliśmy intro, czyli "wejście" do "Wodymidaj", a teraz mamy outro - "wyjście". To taka gra słowna, która się łączy z tytułem poprzedzającej piosenki. Wpadliśmy na to kiedyś na próbie i bardzo nas to rozbawiło.

J: Takie mamy poczucie humoru - co zrobić.

K: Ale faktycznie, w pierwszej wersji książeczki napisałam do tego utworu komentarz, chociaż ostatecznie z niego zrezygnowaliśmy, bo miałam wrażenie, że nikomu się on nie podobał, włącznie ze mną. Napisałam coś na zasadzie, że "z bankietu kiedyś po prostu trzeba wyjść" - z marzeniem o tym, że fajnie by było, żeby ludzie przynajmniej do pewnego stopnia zrezygnowali z tak beztroskiego życia. Najbardziej jednak chcieliśmy po prostu zrealizować się instrumentalnie.

Rozmawiamy w dniu premiery drugiego singla z płyty, czyli "Buki". Poczytałam wasze rozmowy z fanami na Instagramie i wyszło na to, że ta piosenka dosłownie jest o Buce z "Muminków". Sama oglądałam "Muminki" jako dziecko, ale latami już o Buce nie myślałam. Więc ciebie, Kasiu, jako autorkę tego numeru, muszę spytać - czemu Buka do ciebie wróciła? 

K: Zaczęłam pisać tę piosenkę bodajże półtora roku temu i wracałam do jej tworzenia przez następnych osiem miesięcy. Po latach obejrzałam fragment odcinka "Muminków", w którym Buka się pojawia po raz pierwszy - i okazało się, że nadal jest to dla mnie niepokojący moment tej bajki. W trakcie oglądania zastanawiałam się nad tym, co konkretnie sprawia, że Buki bali się właściwie wszyscy, z którymi o tym rozmawiałam. Jeden z moich wniosków był taki, że w Buce najstraszniejsze jest to, że ostrzega Muminki, że wróci, ale nie informuje kiedy. Na dodatek nie wiadomo, o co tak naprawdę jej chodzi, dlaczego się pojawia i do kogo przyszła. Mam wrażenie, że podobnie bywa np. z depresją czy stanami lękowymi - często nie wiemy, skąd się biorą. Z tych myśli wyłonił się tekst. Kiedy Jacek go usłyszał, powiedział, że powinnam dopisać do niego coś pogodnego, bo koniec końców Buka raczej nie ma złych zamiarów i prawdopodobnie jest niegroźna - stąd ta ostatnia kontrastująca zwrotka. 

 

Która kończy się słowami, że "zostawiasz drzwi otwarte" dla tej nieszczęsnej Buki - a więc to nie tylko piosenka o nawracających strachach, ale też o ich oswajaniu. 

K: Oczywiście - chodziło mi również o to, żeby pozostawać otwartym na zrozumienie swoich lęków. Kiedy coś poznamy, wówczas wydaje się nam mniej straszne.

Do "Buki" powstał teledysk, który - zgodnie z tym, co mówiliście w Radiu Zet - jest dla was wyjątkowy, m.in. z uwagi na ciekawe otoczenie i na to, że główną rolę odgrywa w nim taniec, nie w waszym wykonaniu. Czyli rozumiem, że spacery w teledyskach na razie dobiegły końca.

J: To, że tak ciągle chodzimy, wyszło trochę przez przypadek. Pomijam dwa pierwsze teledyski, czyli "Dziś późno pójdę spać" i "Niemożliwe" - Kasi zamysł był taki, że skoro najpierw spacerowaliśmy dookoła, to później będziemy szli do przodu. Ale to, że w "Mogło być nic" spacerem dążymy do jakiegoś celu, to niezależna od tamtych klipów wizja. Tym bardziej jesteśmy ciekawi, jak słuchacze to przyjmą, bo z "Buką" koncepcja jest zupełnie inna. Uznaliśmy, że pierwszy raz chcielibyśmy, żeby w teledysku na pierwszym planie pojawiały się twarze innych ludzi - my pełnimy tam funkcję klamry. 

To zgodnie z zasadami kompozycji klamrowej ruszam do piosenki finałowej z płyty. Kiedy "Przezroczysty świat" się rozpoczął, musiałam się upewnić, że to wy, bo nie kojarzy się was z syntezatorami i pobrzmiewającą funkowo gitarą. I ten tekst, chyba drwiący z osób, które - jak czytamy w książeczce - "gaszą w sobie lęk przed światem i zapał do działania, oglądając memy". Chcecie mi powiedzieć, że wy memów nie oglądacie? 

J: Na tym właśnie polega problem, że my też oglądamy (śmiech). Ta piosenka chyba najbardziej ze wszystkich opowiada o naszym pokoleniu. To jest nasz dramat - internet pokazał nam już chyba wszystko, co się da i mało co nas jeszcze dziwi; okazywanie wsparcia różnym ważnym inicjatywom dzisiaj często ogranicza się do przyklepania sobie naklejki na zdjęcie profilowe na Facebooku i od razu czujemy się czyści i zaangażowani w sprawę… W moim odczuciu to powoduje, że się od prawdziwego świata odklejamy. Oglądamy go przez telefon, komputer, ale nie mamy z nim rzeczywistego kontaktu, więc staje się przezroczysty. 

A skąd pomysł, żeby ubrać ten numer w akurat takie brzmienie? Ten kawałek chyba celowo zupełnie odstaje od reszty materiału na płycie.

J: Jasne, taki był plan (śmiech).

K: To podobny przypadek jak "Wzięli zamknęli mi klub" na pierwszej płycie. Cieszę się, że mamy piosenkę, przy której na scenie będę mogła tańczyć. Brakuje mi w naszym repertuarze takich żywiołowych kawałków. Dodam, że muzycznie "Przezroczysty świat" jest inspirowany nieco twórczością Billie Eilish.

J: Nieco. Wydaje mi się, że nie czuliśmy oporów, żeby zrobić kawałek odstający od reszty właśnie ze względu na "(...) Klub", który jest zupełnie z innej beczki. Poza tym uwielbiamy funkowe klimaty. W zeszłym roku zacząłem na koncertach używać mandoliny elektrycznej i ona właśnie pełni w "Przezroczystym świecie" funkcję "gitary funkowej". Najpierw mieliśmy drobne pomysły, jak sprawić, żeby ten numer był inny, a później - jak to powiedział Wojtek Urbański [producent płyty - przyp. red.] - odpięliśmy wrotki i kula pomysłów potoczyła się tak szybko, że wyszło nam coś zupełnie z innej planety.

Czy w takim razie - z miłości do funku - można się spodziewać, że po tym albumie przejdziecie do tanecznej ofensywy? Szczególnie jeśli Kasia chce mieć więcej numerów do tańca na scenie…

J: Mówiliśmy między sobą niedawno, że jesteśmy z tej nowej płyty bardzo zadowoleni. Mnie się bardzo podoba m.in. to, że mamy dużo brzmień elektronicznych, wniesionych tutaj dzięki nieprzecenionemu doświadczeniu Wojtka Urbańskiego, który pokazał nam mnóstwo ciekawych zabiegów produkcyjnych - włącznie z szybkimi cięciami aranżacyjnymi o wręcz klubowym charakterze. Ale żeby to skontrastować, to pomyślałem, żeby trzecią płytę zrobić całkowicie akustycznie. Zaprosić kilku muzyków i zrobić live session w stodole. Ale to luźny pomysł, pewnie jeszcze nam się tysiąc razy zmieni przed nagraniami. 

K: Nie mam pojęcia, w jakim kierunku nasze granie rozwinie się dalej, ale ostatnio z Jackiem rozmawialiśmy o tym, że cieszymy się, że mamy możliwość produkowania muzyki w różnym stylu i że nasi słuchacze przyjmują nas w tych różnorodnych wersjach. Na pewno planem na odległą przyszłość są orkiestrowe aranżacje naszych utworów. Mamy wiele pomysłów i żałujemy, że nie da się ich wszystkich zrealizować czym prędzej. 

Więcej o: