Antoine (Gustave de Kervern, "Aaltra") popadł w zbyt poważną depresję, by kontynuować koncertowanie ze swoim zespołem rockowym. Z dnia na dzień, dojrzały mężczyzna zostaje bez pracy. Niechętnie przyjmuje posadę dozorcy w starym paryskim budynku mieszkalnym. Tam poznaje plejadę postaci pokręconych jeszcze bardziej od siebie. Wszystkich łączy jedna, wspólna cecha: dojmująca, nienazwana samotność.
Reżyser i scenarzysta Pierre Salvadori, do tej pory robiący przede wszystkim słodkie komedie w stylu "Miłości. Nie przeszkadzać!" czy "Męskich sekretów", nakręcił chyba swój najbardziej intymny obraz, który można by określić słowem "romantyczny", ale raczej odnosząc się do dawnych romantycznych tradycji, zgodnie z którymi poeta pisał romantyczny wiersz, w którym opisywał swą beznadziejną sytuację i popełniał samobójstwo.
W "We dwoje zawsze raźniej" (tytuł oryginalny brzmi raczej: "Na podwórzu") próżno tak naprawdę szukać kogoś, komu byłoby raźniej i próżno szukać jakiejkolwiek realnej pary. Antoine'a zaczyna coś łączyć z najbardziej tracącą kontakt z rzeczywistością Mathilde (Catherine Deneuve), ale relacja dozorcy i zamężnej kobiety jest dość skomplikowana.
Antoine szybko odkryje, że nie z nim jednym jest coś nie tak i wszyscy naokoło potrzebują pomocy równie pilnie jak on, ale powiedzieć, że to jeden z tych filmów, w których nieoczekiwany, nieprzygotowany do tego przybysz znikąd staje się dla wszystkich ratunkiem, byłoby zafałszowaniem obrazu filmu. Niestety, pojawiające się w "We dwoje..." postaci z problemami nie są ani trochę ciekawe. Interesujący nie jest lubiący przyćpać drobny krętacz Stephane, sympatii nie wzbudza handlujący sekciarskimi materiałami rosyjski imigrant Lev. Znajdzie parę zabawnych dialogów, ale to nie wystarczy, żeby przebrnąć przez ten depresyjny - zamiast leczący ze smutku - francuski komediodramat, któremu brakuje zbyt wiele na zbyt wielu płaszczyznach (postępowanie bohaterów jest marnie uzasadnione, scenariusz wydaje się niedopieszczony), by polecać go komukolwiek poza największymi fanami Deneuve.
"We dwoje zawsze raźniej" to film dotykający istotnych problemów - depresji oraz samotności - i zachęcający do otwarcia się na drugiego człowieka i wyciągnięcia do niego pomocnej dłoni. I właśnie tyle trzeba o tym filmie wiedzieć. A skoro morał już znacie, do kina wybierzcie się na jakąś bardziej udaną produkcję, na której będzie wam raźniej.