15 lat temu "The Boston Globe" zatrudnił nowego redaktora naczelnego (wyjątkowo dobry Liev Schreiber), który zlecił światowej sławy zespołowi dziennikarzy śledczych przyjrzenie się tematowi księży-pedofilów. Harując w pocie czoła i koszulach poplamionych atramentem, ekipa Spotlight odkrywa, że ma do czynienia z jedną z największych afer w historii. Kościół Katolicki to potężny przeciwnik, więc dochodzenie musi zostać przeprowadzone dokładnie, dogłębnie i po cichu. Pamiętacie "Wszystkich ludzi prezydenta"? To równie prawdziwa historia, tyle że tutejsi ludzie należą do kardynała.
W 2014 roku reżyser Tom McCarthy został zmiażdżony przez krytykę za "Magika z Nowego Jorku" z Adamem Sandlerem w roli głównej. Kilkanaście miesięcy później współscenarzysta "Odlotu" Pixara powrócił z głównym faworytem do Oscara w kategorii "najlepszy film". Zaangażowana społecznie opowieść o nagrodzonych Pulitzerem dziennikarzach skonstruowana jest bezbłędnie, ale nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie fenomenalna obsada. Michael Keaton nie ma już takiej okazji do szarżowania jak w "Birdmanie", ale i tak udowadnia, jak bardzo go w ostatnich latach brakowało. Największą uwagę zwracają jednak wyśmienity Stanley Tucci i nominowany do Oscara za rolę drugoplanową Mark Ruffalo, który kradnie niemal każdą scenę. W ostatnich latach Ruffalo niepostrzeżenie zaczął wyrastać na aktora wybitnego.
"Spotlight" może nawet przede wszystkim jest filmem o dwóch światach, z których jeden już nie istnieje. Niestety, świat, w którym księża - ale także przedstawiciele innych zawodów - molestują dzieci, to wciąż obowiązujące realia. Świata, w którym reporterzy mają dość środków, czasu i możliwości, by przeprowadzać zakrojone na taką skalę dziennikarskie śledztwa, dzisiaj już nie ma.