"Czas Apokalipsy". Najlepszy film wojenny w historii kina

Początkowo zdjęcia do "Czasu Apokalipsy" miały trwać sześć tygodni. Przedłużyły się do szesnastu miesięcy. Dla Martina Sheena, Marlona Brando, Francisa Forda Coppoli i reszty ekipy to było najprawdopodobniej najbardziej wyczerpujące półtora roku w życiu. Powstał film-ikona, epicki dramat wojenny, o którym krążą legendy.

METRO

 Ale najpierw była książka. W 1899 roku Joseph Conrad, a właściwie Józef Teodor Konrad Korzeniowski (pochodził z ukraińskiego Berdyczowa) napisał "Jądro ciemności". Opowiadanie to, początkowo wydane w trzech odcinkach koncentruje się na mrocznych skutkach kolonializmu. Na tło akcji swojego najsłynniejszego dzieła Conrad wybrał afrykańskie Kongo, po którym sam podróżował, twierdził też, że opisywał właściwie to, co sam zobaczył. Głównym bohaterem i narratorem "Jądra ciemności" jest Charles Marlow, kapitan parowca, który opowiada po latach, jak to płynął rzeką Kongo, w sam środek piekielnej dżungli. Tam słyszy opowieści o Kurtzu, handlarzu kością słoniową i o trawiącym go szaleństwie. Marlow postanawia go odnaleźć. Na miejscu okazuje się, że dla tubylców Kurtz jest bogiem. Dla siebie samego zresztą też.

Podróż przez piekło

Francis Ford Coppola "Jądro ciemności" postanowił przenieść z XIX wieku do czasów wojny wietnamskiej. Marlowe'a przechrzcił na Willarda. Zostawił mu tytuł kapitana, choć nie statku, a amerykańskiej armii. Kurtz awansował u niego na pułkownika.

Willard, zapijaczony kapitan amerykańskiej marynarki w sajgońskim pokoju hotelowym niecierpliwie wygląda kolejnej misji. Okazuje się, że Wuj Sam o nim nie zapomniał. Chce, żeby Willard odnalazł pułkownika Kurtza, niegdyś chlubę armii, dziś samozwańczego boga i renegata, który sprawuje krwawe rządy gdzieś na krańcu świata, na granicy Wietnamu i Kambodży. Jeśli Willard znajdzie Kurtza - ma go zabić i ukrócić jego okrutną zabawę w króla.

Tak naprawdę w "Czasie Apokalipsy" nie jest ważne to, czy Willard Kurtza odnajdzie. Konfrontacja tych dwóch bohaterów trwa mniej niż pół godziny. To podróż Willarda przez piekło Wietnamu jest dla opowieści najważniejsza. Na swojej drodze spotka groteskowe, wykrzywione przez wojnę postacie: będzie obserwował ich szaleństwo, okrucieństwo, opanowującą amerykańską armię anarchię i młodych ludzi, którzy po powrocie do domu (jeśli będą mieli szczęście) nie będą już w stanie normalnie funkcjonować.

Kapitan Benjamin Willard nie jest idealistą. Daleko mu do niewinnego chłopca, który patrzy na okropieństwa wojny i dziwi się jej, a nocą płacze. To twardziel, który rozwiódł się z żoną, bo jak sam mówi: - Kiedy byłem w Wietnamie myślałem o tym, żeby wrócić do domu, kiedy byłem w domu, chciałem wrócić do Wietnamu.

Wojna nadała jego życiu sens, nie potrafi się już odnaleźć w żadnej innej rzeczywistości. Dobrze czuje się w świecie, w którym to on decyduje o życiu i śmierci. Wietnam stał się już dla niego domem, w którym może i obowiązują okrutne zasady, a moralność umiera w bólach, ale Willard przynajmniej je rozumie. Tak jak Kurtz. W czasie swojej podróży Benjamin orientuje się, że pułkownik tak naprawdę jest mu bliski. I że być może przyjdzie mu zabić jedynego człowieka na świecie, który nie będzie go oceniał.

Uwielbiam zapach napalmu o poranku

Rolę Willarda początkowo miał zagrać Al Pacino. Ale aktor nie miał ochoty na brodzenie w błocie przez pięć miesięcy. Ostatecznie okazało się, że miał nosa - produkcja przedłużyła się kilkakrotnie. Ostatecznie Kapitana zagrał Martin Sheen, doświadczony już na końcu lat 70. aktor, który w wieku 37 lat miał już na koncie nominację do Saturna za "Małą dziewczynkę, która mieszka na końcu drogi", Nagrodę San Sebastian dla najlepszego aktora za film "Badlands" i nominację do Złotego Globu za "Róże w tytule". Sheen gra oszczędnie. Jego Willard niewiele mówi, ale nie jest jedynie obserwatorem. Na szczęście prowadzi zza kadru narrację, dzięki czemu wiemy, co myśli. Stara się być obok zła, ale jego psychika jest już powykręcana przez wojnę.

Sheen w czasie zdjęć do "Czasu Apokalipsy" walczył z osobistymi demonami. Być może właśnie dlatego jego kreacja jest tak skończona. Początkowa scena, kiedy kapitan pijany płacząc demoluje swój pokój hotelowy, była improwizowana. Sheen powiedział ekipie, żeby po prostu zostawiła włączone kamery. Aktor naprawdę był pijany i uderzył pięścią w lustro, rozcinając sobie dłoń. Potem zaczął szlochać i rzucił się na Francisa Forda Coppolę. Na planie przeżył też atak serca.

Sheen jest rewelacyjny w roli Willarda. Ale show na kilkanaście minut kradnie mu Robert Duvall, nominowany zresztą za "Czas Apokalipsy" do Oscara. Duvall wypowiedział jedną z najbardziej ikonicznych kwestii w historii kina: - Uwielbiam zapach napalmu o poranku. Jego podpułkownik Bill Kilgore to amator surfingu, który zrzuci napalm na wietnamską wioskę, byle tylko mieć dostęp do zatoki, w której są fale idealne do surfowania. Sceny z udziałem Duvalla to jedna z najbardziej surrealistycznych scen w historii kina. Czy jest szalony, narażając swoich ludzi dla takiej błahostki? A może jego szaleństwo wynika z desperacji, bo kurczowo trzyma się czegoś, co symbolizuje dla niego normalność?

Śmierć jest wybawieniem

Willard do Kurtza dostanie się barką w towarzystwie czterech żołnierzy. Każdy z nich symbolizuje inną postawę w czasie wojny. Jednego z nich gra 14-letni (skłamał, że jest starszy, aby dostać rolę) Laurence Fishburne, czyli Morfeusz z "Matrixa". Jego "Clean" nie do końca zdaje sobie sprawę, że może zginąć. Ale to Lance (znany z "Ostatniego seansu filmowego" Sam Bottoms) stanie się jedną z najbardziej tragicznych postaci "Czasu Apokalipsy".

Już w cuchnącym śmiercią królestwie Kurtza Willard spotka żałosną kreaturę, w którą koncertowo wcielił się Dennis Hopper, już po kultowym "Swobodnym jeźdźcu". Hopper gra u Coppoli dziennikarza, który jest w Kurtza ślepo zapatrzony. Boi się go i uwielbia jednocześnie, jest słaby, a kręgosłup moralny ma z gumy do żucia.

W wersji oryginalnej "Czas Apokalipsy" trwa ponad dwie i pół godziny (reżyserska wersja - o godzinę dłużej, Coppola w sumie miał 200 godzin materiału). Kiedy tylko z ekranu pada nazwisko Kurtza, pułkownik zaczyna fascynować widza. Trudno nam, podobnie jak Willardowi doczekać się spotkania z tym dekorowanym bohaterem, z którego wojna uczyniła potwora. Coppola świetnie dawkuje informacje o Kurtzu i potęguje napięcie. Kiedy monstrum wreszcie wychodzi na scenę, wstrzymujemy oddech. I to nie tylko dlatego, że gra go Marlon Brando, zdobywca dwóch Oscarów ("Ojciec chrzestny", "Na nadbrzeżach"), jeden z najbardziej charyzmatycznych aktorów w historii kina. Brando hipnotyzuje jako Kurtz, tworząc jedną z najwybitniejszych kreacji aktorskich w dziejach. - Jesteś tylko chłopcem na posyłki, wysłanym przez sklepikarzy z zaległym rachunkiem - mówi do kapitana Willarda. Sprawia wrażenie, jakby zmęczony złem chciał już umrzeć, a przybycie Benjamina było dla niego wybawieniem.

Brando zafundował Coppoli na planie "Czasu Apokalipsy" ciężkie chwile. Improwizował większość swoich kwestii, nigdy nie czytał "Jądra ciemności"(ani nawet scenariusza), a na plan przyjechał z kilkudziesięcioma dodatkowymi kilogramami. Po ataku paniki, Coppola zdecydował, że kamera ma omijać pokaźny brzuch aktora. Sam reżyser schudł znacznie w czasie zdjęć i kilkakrotnie groził, że popełni samobójstwo.

Na szczęście tego nie zrobił, bo "Czas Apokalipsy" to film wybitny, najlepszy wojenny dramat w historii kina i obowiązkowy esej na temat zmienności ludzkiej natury w obliczu wojny. Choć Amerykańska Akademia Filmowa dała filmowi tylko dwa Oscary i to w technicznych kategoriach, dziś już wiadomo, że powstało arcydzieło. W końcu, z jakiegoś powodu nikt nie przebąkuje nawet o zrobieniu remake'u "Czasu Apokalipy", prawda?

Dzieło Coppoli można zobaczyć w telewizji METRO 1 maja o godz. 22:15.

Więcej o: