Charleen (znakomita, ale 25-letnia Jasna Fritzi Bauer - w roli dziewczyny o dekadę młodszej!) przypomina nieco Darię ze słynnego serialu MTV, ale nie jest aż tak cyniczna. Jedno jest pewne: inteligentni ludzie na pewno ją polubią.
Może i nowy facet matki dziewczyny (granej przez Heike Makatsch, czyli ponętną sekretarkę, usiłującą uwieść żonatego Alana Rickmana w "To właśnie miłość") jest jej nierozgarniętym nauczycielem biologii, co może być dla nastolatki trochę obciachem, ale nic - poza muzycznymi gustami Charleen: wszyscy jej ulubieni artyści nie żyją, większość należy do słynnego Klubu 27 - nie usprawiedliwia najnowszego pomysłu nastolatki - Charleen uznaje, że musi ze sobą skończyć ("Charleen kończy ze sobą" to nawet roboczy tytuł filmu, zmieniony jednak na obecny, korespondujący ze znanym obrazem "Był sobie chłopiec").
Główna bohaterka popełnia komiczny błąd w sztuce i z próby samobójczej wychodzi cało. Dopiero teraz naje się wstydu - jak sama zauważa, jej plan nie zakładał, że będzie musiała się z niego tłumaczyć. Najlepsza przyjaciółka, sympatyczny klasowy geniusz, terapeuta z urzędu i najbliższa rodzina będą przekonywać Charleen jak wiele by straciła, gdyby udało jej się spełnić samobójczą fanaberię.
Nawet niemieccy recenzenci byli zaskoczeni tym, jak dobry jest to film. Można porównywać go do polskich "Bogów", którzy też wzięli wszystkich z zaskoczenia dynamicznymi, kapitalnie napisanymi dialogami. "Była sobie dziewczynka" skrzy się od błyskotliwych kwestii, a cięta riposta goni ciętą ripostę. Choćby dla tekstów rzucanych przez bohaterów chce się ten komediodramat oglądać.
Debiutujący w pełnym metrażu reżyser i scenarzysta Mark Monheim rozwija tu swoje pomysły, zajawione w już wcześniej nagradzanym krótkim metrażu pt. "Odejdę w wieku 16 lat". Może Monheim nie zapowiada się na wielkiego artystę, ale wie jak należy robić wciągające, satysfakcjonujące, komercyjne kino (z przesłaniem) i może dać w przyszłości widzom - nie tylko w swoim kraju - dużo dobrego.
Film, którego produkcję wsparł m.in. niemiecki odpowiednik PISF, spotkał się z niezłym przyjęciem na międzynarodowych festiwalach - zwłaszcza tych poświęconych kinu dla młodzieży - a Polska jest pierwszym krajem, w którym wchodzi do normalnej dystrybucji (nawet w kraju produkcji film pojawi się na ekranach dopiero w lipcu). Możemy być zatem wśród pierwszych widzów, którzy na "Dziewczynkę" pójdą i będą potem chwalić się w sieci, że już wiedzą czy warto. Zdecydowanie warto.