Usiądźcie wygodnie i zapnijcie pasy. Świat wielkich finansów jeszcze nigdy nie był tak emocjonujący, zabawny ani... przejrzyście objaśniony. Reżyser "Legendy telewizji" i współscenarzysta "Ant-Mana" Adam McKay ekranizuje książkę cenionego autora Michaela Lewisa, którego literaturę faktu adaptowano już na takie kinowe hity jak "Moneyball" czy "Wielki Mike". Główni bohaterowie też są prawdziwi, choć jedynie Michael Burry (Christian Bale) zgodził się na zachowanie w scenariuszu jego prawdziwego nazwiska. Nic dziwnego, przecież to właśnie aspołeczny doktor wpadł na to, że bańka kredytowa istnieje i na jej pęknięciu będzie można sporo zarobić. Później, w różnych okolicznościach, uświadamiali sobie to jeszcze: wiecznie rozgoryczony spec od zarządzania pieniędzmi (Steve Carell), dwaj młodzi biznesmeni, emerytowany guru finansowy (Brad Pitt), a także spekulant bankowy (Ryan Gosling).
Czy będziecie kibicować garstce dziwaków, którzy obłowią się na bankructwie zwykłych ludzi? Tak, mimo że czeka was potem parę dni bez spokojnego patrzenia w lustro. Wszystko dlatego, że będą oni próbowali oskubać znacznie większe szuje. A że przy okazji setnie się wybawicie i przyswoicie sporą wiedzę na temat całej afery... Chwała reżyserowi, który wplótł w swój komediodramat wiele znakomitych rozwiązań! Co niezwykłe, McKay ekranizowanych faktów nie tylko nie podkręcał, ale je nawet wytłumiał. W prawdziwym świecie, postać grana przez Carella straciła dziecko. Reżyser nie chciał przesadnie melodramatyzować, dlatego w filmie Baum rozpacza "zaledwie" po tragicznie zmarłym bracie.
"Wilk z Wall Street" był obrazem udanym, ale - w tym miejscu pragnę zaznaczyć, że słowa te pisze wielbiciel Martina Scorsesego - przy "Big Short" jest zaledwie małym szczeniaczkiem. Nie wyobrażam sobie w tym przypadku braku Oscarowej nominacji. Ta noworoczna uczta to jednak słodko-gorzki zwiastun nadchodzących 365 dni - od razu pierwszego stycznia dostajemy coś tak wspaniałego, że bardzo możliwe, iż w całym 2016 r. nie zobaczymy w kinie już nic lepszego.