Jerzy Hoffman za trylogię Henryka Sienkiewicza wziął się od tyłu: 'Ogniem i mieczem' to jej pierwsza część, ale ekranizacja powstała jako ostatnia. Nie bez przyczyny, bo droga do powstania filmu była usiana trudnościami. Filmowiec o projekt walczył jeszcze za komuny: kiedy już klimat polityczny stał się sprzyjający dla potencjalnie kontrowersyjnej fabuły, powstało nawet Studio Filmowe 'Lauda', które dokumentowało już plenery, kostiumy, wnętrza, rekwizyty i militaria. Ale zmieniły się władze, a projekt trafił na półkę Wytwórni Fabularnych w Łodzi.
Po transformacji ustrojowej problemem były z kolei fundusze: zacznijmy od tego, że 'Ogniem i mieczem' pozostaje jednym z największych i najkosztowniejszych projektów w historii polskiego kina; jego budżet w przybliżeniu wyniósł osiem milionów dolarów. Znalezienie inwestorów trochę trwało - jak wspominał w jednym z wywiadów filmowiec, zajęło to 11 lat. Reżyser jeszcze w 1992 roku zarejestrował razem z Jerzym Michalukiem spółkę produkcyjną Zodiak Jerzy Hoffman Film Production Sp. z o.o., swoją działalność zaczęła też Fundacja Wspierania Polskiej Sztuki Filmowej - jej głównym zadaniem było szukanie pieniędzy właśnie na wymarzoną ekranizację Hoffmana.
Uwagę mediów zwróciła informacja, że tak jak przy 'Panu Wołodyjowskim' ma powstać równolegle serial telewizyjny. Wtedy też telewizja okazała zainteresowanie sponsorowaniem produkcji. Niemniej do przełomu doszło dopiero w 1996 roku, kiedy Jerzy Hoffman zrezygnował ze stanowiska dyrektora w państwowym Studiu Filmowym 'Zodiak'.
Ostatecznie na 'Ogniem i mieczem' złożyli się m.in.: Telewizja Polska, Okocimskie Zakłady Piwowarskie i Agencja Produkcji Filmowej przy Komitecie Kinematografii. Doszło też do ciekawego precedensu. Kredyt Bank PBI zrobił coś, co nigdy wcześniej nie zdarzyło się w przypadku filmu i udzielił wielomilionowego kredytu na realizację produkcji.
Poza tym pojawiło się liczne grono sponsorów, którzy przekazali gotówkę oraz swoje usługi, a byli to m.in.: PZU S.A., PLL LOT, Ford Euro Car, Oriflame, Kawa Mag czy też Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa. Jerzy Hoffman z kolei zastawił swoje mieszkanie, dom na Mazurach i samochód, byleby znaleźć środki. Sam też mówił - Gdyby ten film powstał na Zachodzie, kosztowałby minimum 40 mln dolarów; gdyby powstał w Stanach, jego koszty doszłyby do 100 mln - do dziś nikt w Polsce nie przebił jego wyniku.
Machina w końcu ruszyła: zdjęcia trwały 118 dni, zaczęły się 6 października 1997 roku i potrwały do 28 czerwca 1998 roku. Ekipa filmowa pojawiła się m.in. w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, w Biskupinie i na poligonie w Biedrusku. To nie wszystko, część zdjęć realizowano także m.in. na zamku w Lublinie, w Warszawie np. w studio filmowym na Chełmskiej czy na Młocinach, w Krakowie, w Ojcowie, na poligonie w Zielonce, a także w Spichlerzu SGGW w Wilanowie, Szuminie niedaleko Łącka, w Biskupinie, w Biedrusku koło Poznania, w Pieskowej Skale, jak i w pobliżu Klimkówki nad rzeką Ropą i w Skansenie w Zubrzycy Górnej.
Jednym z większych smaczków jest fakt, że Bohuna miał początkowo zagrać Bogusław Linda. Jak jednak wspomina Jerzy Hoffman w swojej książce 'Po mnie choćby 'Potop'', aktor zrezygnował z udziału w produkcji na trzy tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć, bo zdecydował się jednak zagrać księdza Robaka w 'Panu Tadeuszu' u Andrzeja Wajdy. Jak pokazała historia, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Żona reżysera, Walentyna Hoffman, znalazła naprawdę godne zastępstwo - wypatrzyła Aleksandra Domogarowa w rosyjskim serialu 'Grafini de Monsoreau' według Aleksandra Dumasa.
Nie można jej odmówić instynktu, bo w Domagarowie kochały się potem tysiące Polek. Ba, do dziś się mówi, że jego Bohun cieszył się dużo większą sympatią niż Skrzetuski Michała Żebrowskiego.
Sam Domagarow miał się bać tego, jak przyjmą go koledzy z polskiej obsady. Okazało się, że z nimi nie było żadnych problemów. Aktor jednak musiał jednak pożegnać się ze swoim przekonaniem, że dobrze jeździ konno. W czasie obozu treningowego przed zdjęciami zrozumiał, że musi się jeszcze podszkolić. Ale przyłożył się do zadania tak sumiennie, że to on zagrał w finałowej scenie, gdy Skrzetuski uwalnia Bohuna, a ten nim odjedzie w step, pozwala swojemu rumakowi stanąć dęba; nie potrzebował pomocy dublera.
Problemy z jazdą konną miał za to jego kolega z Ukrainy. Bohdan Stupka tak bardzo nie ufał koniom, że scenę napaści, w której zarzucano na niego liny, nakręcił, siedząc na barkach jednego z kaskaderów. Trudno mu się zdecydowanie dziwić - a zdjęcia po latach wyglądają bardzo smacznie!
Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Jerzy Hoffman na kartach książki 'Po mnie choćby 'Potop'' wspomina, że nie było łatwo znaleźć dobrego aktora do zagrania Skrzetuskiego, głównie dlatego, że u Sienkiewicza jest on postacią straszliwie bezbarwną. Zdaniem reżysera słuszna była uwaga Bolesława Prusa, że bohater ten jest Chrystusem w mundurze oficera jazdy. "Potrzebowałem aktora postawnego, sprawnego fizycznie, który dobrze wyglądałby na koniu. Michał te warunki spełniał. Poza tym zaiskrzyło między nim i Izabellą Scorupco, a to pomaga, jeśli aktorzy mają się ku sobie tak samo jak grane przez nich postaci. Michał bywał jednak trudny" - czytamy w książce.
Michał Żebrowski miał dużą potrzebę, żeby rolę rozebrać na części składowe i zrozumieć każdą motywację swojego bohatera. Jak Hoffman mówi w 'Po mnie choćby 'Potop'': "Kręcimy scenę wyjścia Skrzetuskiego ze Zbaraża, przekradania się przez moczary. Jest noc, zimno. A Michał nagle krzyczy do mnie z wody: 'O czym ja teraz, jako Skrzetuski, myślę?'. Odpowiedziałem, że o dziewczynie, bo co mu, do cholery, miałem powiedzieć. Zresztą tępiłem u niego takie fanaberie. Poza tym Michał miał potworny doping w postaci Saszy Domogarowa".
MARZENA HMIELEWICZ
Nie było też wcale oczywiste, że to Krzysztof Kowalewski zagra Zagłobę. Jerzy Hoffman wymarzył sobie w tej roli Janusza Gajosa, ten jednak odmówił, bo bał się, że jeśli przytyje do filmu, to później nie będzie mógł schudnąć. Innym kandydatem był też Jerzy Stuhr. Na szczęście w Jana Onufrego Zagłobę wcielił się właśnie rewelacyjny Kowalewski. Hoffman komentował: "Nie żałuję. Jego Zagłoba jest jak szekspirowski Falstaff. Choć może Kowalewski był lepszym Rochem Kowalskim niż Zagłobą" - opisywał.
Fot. Marzena Hmielewicz / Agencja Gazeta
Najwięcej emocji wywołała oczywiście kwestia tego, kto powinien zagrać Helenę Kurcewiczówny. Tutaj ponownie wykazała się żona reżysera, Walentyna, która niestety w czasie kręcenia filmu zmarła. To ona podpowiedziała mężowi, że idealną kandydatką będzie dziewczyna Bonda, czyli Izabella Scorupco, która w 1995 roku zagrała u boku Pierce'a Brosnana w "GoldenEye".
To jej nazwisko jako pierwsze pojawia się w czołówce. Jerzy Hoffman w książce wspomina: "Niestety, Iza nie miała za wiele do grania. (...) Ale w jednej scenie Scorupco wypadła znakomicie - w finale, gdy Skrzetuski uwalnia Bohuna, a ona patrzy na nich tak, jakby nie była pewna, czy wybrała właściwego mężczyznę". Co ciekawe, to sławetne spojrzenie powstało w ramach improwizacji - reżyser nie spodziewał się, że Scorupco coś takiego zrobi. Jak widać, spodobało mu się to tak bardzo, że ostatecznie trafiło do filmu.
MARZENA HMIELEWICZ
Po upływie ponad 20 lat od premiery "Ogniem i mieczem" niezmiennie nosi miano polskiego filmu z największą oglądalnością po 1989 roku: obejrzało ją dokładnie 7 151 354 widzów. A to znaczy, że w tamtym czasie "Ogniem i mieczem" w kinie zobaczył co piąty Polak. Do tego wyniku zbliżył się tylko "Pan Tadeusz", który wszedł do kin w tym samym roku - film Andrzeja Wajdy zebrało 6 168 344 osób. I przez długie lata żaden inny film nawet się do nich nie zbliżył - dopiero "Kler" Wojciecha Smarzowskiego z 2018 roku cieszył się na tyle dużą popularnością, że do kin stawiło się 5 184 258 ludzi.
Praca na planie wymagała dobrej ogranizacji - praca ze zwierzętami nie należy do najłatwiejszych. Nie zawsze mają ochotę powtarzać ujęcia w taki sam sposób.
Krytycy różnie wypowiadali się o samym filmie, ale trudno nie docenić staranności ekipy charakteryzatorskiej - na planie każdy sztuczny wąs miał swoje własne miejsce.
Michał Żebrowski musiał naprawdę stać po kolana w wodzie i na własnych rękach wynieść Izabellę Scorupco na suchy ląd.
Tak wyglądała próby do sceny "Odbicie Zagłoby".
Beata Spendel z Zabrza była dublerką Izabelli Scorupcco na planie "Ogniem i mieczem".
Każdy z nas pamięta przejmujące dudnienie otwierające "Ogniem i mieczem" - tak ekipa kręciła to wyjątkowe ujęcie.
Wnętrza zostały bardzo starannie odwzorowane - plan filmowy z lotu ptaka wyglądał tak.
Nie wszyscy, którzy chcieli zostać statystami na planie filmu Jerzego Hoffmana, mieli na to szansę. Ale ludzi na planie i tak nie brakowało! Należy przyznać, że kolejka po obiad w barobusie wygląda nader malowniczo.