Jak już rozpisują się media, Marcina Dorocińskiego w nowym "Mission: Impossible" będziemy oglądać już na samym początku filmu i to przez dobrych kilka bitych minut. Aktor bardzo długo musiał utrzymywać w tajemnicy, że został obsadzony w produkcji, ale nareszcie może otwarcie opowiadać o tym, co robił podczas zdjęć.
Dorociński był gościem Radia Zet. W wywiadzie, który przeprowadziła Lucyna Płużyczka, wyznał, że najtrudniejsze było dla niego kręcenie zdjęć pod wodą. Co więcej, nagrywał swoje ujęcia przed Tomem Cruisem - a doskonale pamiętamy, że ten hollywoodzki aktor wszystkie sceny akcji kręci bez pomocy kaskaderów. Dorociński tymczasem nie czuł się tak swobodnie: - Dowiedziałem się, że bardzo boję się być pod wodą. Mieliśmy zdjęcia podwodne, gdzie trzeba było nurkować i wstrzymywać oddech na jakiś czas. Dopóki nie myślałem o rzeczach najważniejszych, to właściwie było ok, ale parę razy spanikowałem. Nagrywaliśmy zaraz po sobie. Tom też wchodził, ale mam wrażenie, że on potrafi wstrzymać oddech na dwa miesiące. Nie miał z tym problem - opowiedział. Przyznał otwarcie:
Czasami się bałem. Po prostu musiałem to zrobić, nawet jak miałem atak paniki. Musiałem wziąć rurkę z tlenem i przez chwilę pooddychać, a potem robić to, co do mnie należało. To jest naprawdę trudne. Nie byłem taki swobodny pod wodą.
Nie pomagał też fakt, że Marcin Dorociński trzy miesiące wcześniej przeszedł operację kości udowej i jeszcze słabo chodził po zabiegu osteotomii. Co było dla niego najtrudniejsze? "Koncentracja i powtarzanie tego wszystkiego. Przedostawanie się przez luk, wchodzenie i wychodzenie do sceny sto dwadzieścia razy" - opisał reżim na planie hollywoodzkiej produkcji. Przyznaje, że choć praca nie należała do łatwych, to była "taka fajna przygoda". "Cały czas miałem wrażenie, że to film… że to niemożliwe, że to jest coś tak fajnego, co się rzadko zdarza i akurat mi przydarzyło. Nie mogę w to uwierzyć" - podkreślił.
Przypomnijmy też, że Tom Crusie opowiedział jeszcze w 2016 roku w programie Grahama Nortona, jak przygotowywał się do nagrywania długich ujęć podwodnych. Po pierwsze przydatny jest fakt, że aktor ma dość naturalnie niskie ciśnienie, co sprawia, że jego organizm zużywa mniej tlenu. Kolejnym krokiem było szkolenie z zawodowymi nurkami. "To nie jest przyjemne" - przyznał Crusie i wyjaśnił, że musiał nauczyć się świadomego kontrolowania oddechu i jeszcze większe obniżenie ciśnienia. Cruise stosował też specjalne ćwiczenia oddechu. Trenował tak długo, że już po nakręceniu trwającego około pięciu minut podwodnego ujęcia, złapał się na tym, że zapominał oddychać normalnie.